Joanna Brodzik: Kręci mnie czynienie dobra

Jestem szczęściarą, bo z moich doświadczeń wynika, że istnieje coś takiego jak solidarność kobiet, wspieranie się. Zawłaszcza w tym trudnym świecie, jakim jest show-biznes. Wiele młodszych czy starszych koleżanek, z którymi przyszło mi grać, podzieliło się ze mną swoim doświadczeniem zawodowym, a także swoją kobiecością na poziomie daleko wykraczającym poza zawodowstwo. I wiele z tych spotkań zaważyło na jakości kolejnych podejmowanych przeze mnie decyzji.

Dzięki rozmowom z moimi serialowymi mamami: Małgosią Braunek i Basią Brylską, ale też historiom opowiedzianym z odwagą i przekonaniem przez inne starsze koleżanki zdecydowałam się na urlop macierzyński do momentu, kiedy poczułam, że chcę to zakończyć. I tak to sobie zaplanowałam, pokierowałam swoimi działaniami zawodowymi, że nie umknęło mi nic z pierwszych lat życia moich dzieci, czego bym mogła żałować. Myślę, że to jest wartość niepoliczalna. To jest ten ogromny skarb, jaki dostałam od innych kobiet, bo one miały na tyle odwagi, żeby powiedzieć o tym, jak bardzo żałują swoich decyzji. Radziły z dużą szczerością, by nie dać się zwieść, nie przegapić tego, co ważne, nie dać się zastraszyć światu, który będzie usiłował odciąć cię od tego, żeby poświęcić sobie dużo uwagi, by posłuchać samej siebie.

Są dziewczyny, które podejmują wypływające z ich potrzeby decyzje powrotu do pracy w dwa tygodnie po porodzie. Być może tak czują w tym momencie. To, że miałam na tyle odwagi, by Kręci mnie czynienie dobra zrobić inaczej, zawdzięczam innym kobietom.

Jeśli chodzi o aktorstwo, jest to specyficzny zawód. Podejrzewam, że pomiędzy na przykład stomatolożkami pewnych napięć nie ma. Zazdrość jest według mnie bardzo często wynikiem naszej niechęci do konfrontacji ze sobą. Warto zapytać siebie, co w sobie powinnam zmienić, gdy akurat ten aspekt wzbudza we mnie gwałtowne i negatywne uczucie wobec drugiego człowieka. To, czego najczęściej nie lubimy w drugim człowieku, jest jakoś stłamszone albo skrzywdzone, a jest tym, z czym chcielibyśmy się skonfrontować. Wkurza mnie jakaś koleżanka, która piętnaście razy dziennie wydyma się na Instagramie słodkimi usteczkami w dziwnych i zabawnych pozach. Wtedy zmuszam się, aby skonfrontować to z moim rozumieniem przestrzeni social media. To tak naprawdę moja praca nad zmieniającą się rzeczywistością medialną jest tym, co potrzebuję ze sobą przegadać, żeby to ciśnienie ze mnie zeszło.

Myślę, że kobiety dużo takich tematów nie mają ze sobą pozałatwianych. I cedują je w postaci niechęci do innych kobiet. Kobiety otwarcie zazdroszczą innym kobietom wyglądu i ogólnego ogarnięcia. A skrycie, tak myślę, są zazdrosne wtedy, kiedy kobieta daje niewerbalnie sygnał, że dobrze czuje się ze sobą, kiedy bez atrybutów zewnętrznych roztacza poczucie, że jest kochana i uwielbiana.

Najbardziej zazdroszczą chyba prawdziwej bliskości z innymi ludźmi. Jeśli mam od kogoś sygnał, że rzeczywiście jest on osadzony w swoim szczęściu, to bywa to powodem głęboko skrywanej zazdrości. Kobiety chyba rzadko zazdroszczą sobie pozycji zawodowej. Nie spotkałam się z tym. W tym względzie raczej się podziwiamy i wspieramy. Jeśli poznaję świetną architektkę albo reżyserkę, które przebiły szklany sufit, to mam poczucie, że one przebiły go też dla mnie. I choćby miały światowe sukcesy, jak na przykład Asia Kulig, to myślę, że to super.

O naszym poczuciu piękna decyduje stopień ułożenia się ze sobą. To takie zrozumienie, do którego dochodzi się czasem pod koniec życia. Ale też warto do tego przez całe życie dążyć, żeby mimo widzianych w lustrze zmarszczek mieć poczucie, że jest się w zgodzie ze sobą i światem. Wtedy płynie z kobiety (a spotkałam takie) pewien rodzaj światła, do którego wszyscy chcą się zbliżyć jak ćmy i wszyscy chcą się przytulić do tego pomarszczonego policzka. To prawdziwe, najprawdziwsze piękno. Myślę, że Danuta Szaflarska tak świeciła.

Kobieca intuicja jest dla mnie niezwykle ważna. I mam nadzieję, że uda się w krótkim czasie doprowadzić do tego, żeby nie tylko dziewczynki, ale i chłopcy uczyli się używania intuicji i słuchania siebie, rozpoznawania swoich stanów emocjonalnych. Bo jest to sfera totalnie zaniedbana. Myślę, że byłoby cudownie uczyć się tego w szkole – poza matematyką i biologią uczysz się na przykład empatii, potem uruchamiania intuicji.

Oceniając współczesne Polki, mam w sobie pewną dwoistość. Z jednej strony myślę sobie, jak to cudownie, że moje pokolenie wraz z rosnącą świadomością dostało w nagrodę wolną Polskę, że my Polki dobrze wykorzystałyśmy rodzącą się demokrację, stając się Europejkami. Z drugiej strony mocno martwię się o wszystkie te kobiety, które podejmują decyzję, żeby wycofać się z rynku pracy i wykorzystać istniejące ulgi, by nie funkcjonować aktywnie w świecie. Mówi się, że to dobre dla dzieci. Jestem mamą, która była w domu z dziećmi, jednak pozostawiłam sobie higienizującą sferę zawodową. I uważam, że kobiety, które nie wychodzą z domu, nie rozwijają się. Zastanawiam się, co one przekażą swoim dzieciom.

Poza tym – jak pamiętamy – prawo do wejścia w sferę publiczną trzeba było sobie sto lat temu wywalczyć parasolkami. Nie chodzi o to, żebyśmy stały się od razu „lwicami biznesu”, tylko o poczucie wolności. Niezależność finansowa między innymi daje wolność. Jest gwarantem tego, że brak dopływu pieniędzy nie spowoduje w tobie frustracji, nie odbierze ci godności.

Uważam, że nad kompleksami należy pracować. Jeżeli masz za dużo kilogramów czy jest coś w tobie, co cię strasznie wkurza, to należy się z tym po prostu rozprawić. Takie jest moje zdanie, trochę sprzeczne z obowiązującą polityką poprawności. Nie popieram za bardzo metod zastępczych, czyli gdy zamiast uporać się z problemem, przekonujemy się, że to nie problem. Bo nie ma takiej rzeczy, z wyjątkiem jakiegoś poważnego schorzenia – a mówimy teraz o takich sprawach jak nadwaga czy umiejętność gry na lutni – z którymi nie można coś zrobić. Więc zamiast pławić się w kompleksie i pozwalać się mu zżerać, trzeba chwycić za smartfon, odpalić pierwszą lepszą aplikację i zacząć uczyć się grać na lutni (oczywiście najpierw trzeba kupić albo wypożyczyć tę lutnię).

Jakich kobiet dziś potrzebujemy? Kobiet niebojących się walczyć o swoją niezależność, które rozróżniają prawdziwą wartość i nie widzą jej w rzeczach, potrafią zarażać inne kobiety potrzebą wolności i ją w sobie odnawiać. Bo o wolność trzeba ciągle walczyć. Niektórzy twierdzą, że od wielu tysięcy lat była ona odcinana, tłamszona, gnieciona i wymiatana. Myślę więc, że nadal potrzebujemy kobiet, które będą wzbudzać wśród innych kobiet chęć bycia wolną. Podziwiam w kobietach niezależność, umiejętność widzenia stereotypów na temat płci, roli kobiety w świecie i niezgodę na nie.

Lubię kobiety potrafiące zadbać o swoją niezależność, które inspirują inne do tego, aby walczyły o nią, a jednocześnie pozostają kobiece i można się do nich przytulić. Bo to jest duża sztuka, aby to w sobie wyważyć.

Gdy myślę o tym, kim będę za 10 lat, wyobrażam sobie kobietę, która nadal będzie uprawiać swój zawód, tylko zupełnie inaczej. Będę mieszkać w Bieszczadach w dużym domu z żywym ogniem, zbudowanym w parterze, tak by moi przyjaciele i współpracownicy z niepełnosprawnością mogli razem ze mną realizować marzenia. Nie będę wtedy musiała zajmować się już niczym innym poza tym, co mnie naprawdę kręci. A najbardziej kręci mnie czynienie dobra. Wyobrażam sobie, że mamy stworzony w Bieszczadach ośrodek, przedsiębiorstwo społeczne zajmujące się produkowaniem i wymienianiem różnych dóbr. Że przyjeżdżają tam zestresowani pracą ludzie i są masowani przez osoby niewidome, mogą bujać się na wszelkiego rodzaju bujakach, bo huśtanie bardzo dobrze robi na stres. I dobrze, żeby w tym miejscu można było naładować baterie, ale też dać coś z siebie innym, na przykład wybrać się ze swoją niewidomą masażystką na przejażdżkę tandemem po górach.

Wyobrażam sobie siebie w ogromniastej kuchni, w której nic do niczego nie pasuje, bo wszyscy jesteśmy kulawi, wszystkie krzesła i stoły są inne. I w tym miejscu jest dużo dobrej energii. A ja nadal będę aktorką i będę stamtąd wysyłać skany swojego ciała do różnych produkcji, by nie ruszając się z miejsca, grać w różnych wspaniałych produkcjach!

Joanna Honorata Brodzik – absolwentka Wydziału Aktorskiego Akademii Teatralnej w Warszawie. Aktorka od ponad 20 lat związana z branżą filmową. Zagrała pierwszoplanowe role w serialach: „Kasia i Tomek”, „Magda M”, czy „Dom nad rozlewiskiem”. Jako prezes Fundacji „Opiekun serca” łączy doświadczenie z sektora medialnego z przestrzenią społeczną i charytatywną, która jest jej szczególnie bliska. Dzięki czemu świadomie zarządza fundacją, odpowiada za jej strategię rozwoju oraz realizację działań na rzecz integracji społecznej i zawodowej osób z niepełnosprawnością.

TEKST POCHODZI Z KSIĄŻKI “KOBIETY O KOBIETACH, CZYLI CAŁA PRAWDA O PŁCI PIĘKNEJ”; Wydawnictwo I.D.MEDIA.

Rozmawiała i opracowała: Ilona Adamska

5+

Udostępnij:

Polecane artykuły

Send Us A Message