Nie oceniaj, zanim nie wejdziesz w moje buty!

„Bezdzietność nie jest stanem, który oznacza moją oziębłość, pozbawienie uczuć wyższych, wyrachowanie ani chłodne kalkulacje. Nie oznacza, że wolnego czasu mam bez liku. Bezdzietność dla jednych par to jakaś poczekalnia przed nadchodzącą tajemnicą, dla innych – prywatny wybór i życiowa decyzja”*. O tym, z jakimi przykrościami spotykają się na co dzień kobiety, które nie mają dzieci, oraz jak łatwo przypina im się łatkę „imprezowiczki” oraz „egoistki”, opowiadają Czytelniczki Szczypty Luksusu.

Katarzyna Kędzierska-Stępień: – Zauważyłam, że jest pewnego rodzaju podział na kobiety bezdzietne, którym często zleca się pracę po godzinach i w weekendy, i na te, których o dodatkowe godziny nikt nie ma odwagi poprosić, bo przecież mają dzieci. Przez lata mojej pracy zawodowej zostawałam po pracy w pracy i często wyjeżdżałam w delegacje podczas weekendu i nikt nie pomyślał, że przecież ja też mam swoje życie. Jednak ktoś musiał tę pracę wykonać i zazwyczaj padało na mnie, z przerwami na mój wewnętrzny bunt, kiedy stanowczo mówiłam „nie”.

Obecnie nikt mi nie mówi, że mogę zrobić coś ekstra, bo przecież dzieci mi w domu nie płaczą, lecz zdarza mi się słyszeć, że moje wyniki nie są wypadkową tego, że po prosty czuję bluesa, tylko są kwestią poświęcania większej ilości czasu na pracę, co owocuje efektami. I uważam to za dalece niesprawiedliwe, bo wchodzimy już w tematy związane z wymówkami, porównywaniem się i oceną drugiego człowieka przez pryzmat własnej osoby. A dla mnie nie ma nic gorszego, jak, patrząc na siebie, mówić o innych. Nigdy ta ocena nie będzie obiektywna. Jeśli tak by to miały wyglądać, to wszystkie bezdzietne kobiety stałyby na czele wielkich międzynarodowych konceptów i zdobiłyby okładki Timesa. A jednak tak nie jest i wszystkie bezdzietne kobiety nie wyglądają jak modelki, a powinny, bo przecież mają czas i na trening, i na makijaż, i na umycie lekko przetłuszczonych włosów. A przecież tak nie jest.  

Myślę, że właśnie większość tych sytuacji, które przytoczyłam powyżej, związanych jest z wkodowaną w nas informacją, jak ludzie powinni żyć, bo przecież ja tak żyję. Nawet przez myśl nam nie przejdzie, że inni mogą żyć inaczej. Zaczyna się więc aleja złotych rad i podpowiedzi typu: „nie praca jest najważniejsza, kariera poczeka, dla kogo ty się tak stroisz, przecież jesteś sama, lepiej odłóż te pieniądze na przyszłość, zegar tyka, a biologii nie oszukasz…” i wiele im podobnych. Właśnie przez te złote myśli spotkania rodzinne i spędy koleżeńskie dla wielu stały się powodem do podjęcia decyzji o psychoterapii.

Najważniejsze to uświadomić sobie, że jest z Tobą wszystko OK i że jesteś wystarczająca. Bez różnicy, czy z dziećmi czy bez, czy z mężem, czy w związku z samą sobą. Nie powinno to mieć dla Ciebie znaczenia. Najważniejsze, aby nikomu nie narzucać swoich chorych wizji, gdyż nikt nie jest Tobą. Zaakceptuj fakt, że pomimo braku potomstwa, Twoja koleżanka może mieć ochotę zrelaksowania się w weekend i spędzenia dwóch bajecznie wolnych dni na czytanie książki i pląsanie w piżamie lub bez po domu. Nie wierzę, że Ty takiej ochoty na spędzenie wolnego czasu nie masz.

Małgorzata Musiałek: – Mam 32 lata i jestem w związku z partnerem rok starszym ode mnie, który ma dziecko z poprzedniego związku. Gdy miałam 25 lat, zaszłam w ciążę i niestety straciłam to maleństwo w 12. tygodniu. Z perspektywy czasu stwierdzam, że „ten na górze” miał wobec mnie inny plan, gdyż facet okazał się tym niewłaściwym. Czy mój obecny jest właściwy? Jakoś tego jeszcze nie czuję i nie czuję się gotowa na bycie matką, mimo że kocham całą piątkę dzieciaczków mojego rodzeństwa jak swoje własne. Miałam wielu znajomych, koleżanek i przyjaciółek, którym życie potoczyło się dobrze, po kolei można rzec: szkoła, studia, chłopak, narzeczony, ślub i dziecko. Super, bardzo się z tego cieszę i z uśmiechem i radością patrzę na zdjęcia, które wrzucają na FB. Życzę im jak najlepiej. Jednak boli mnie, że zostałam z góry oceniona przez wiele z nich jako ta, która nie chce dzieci, woli się bawić (zaznaczam, że typem imprezowiczki w ogóle nie jestem, bardziej molem książkowym) zamiast zająć się poważnym życiem. Od jednej z moich byłych przyjaciółek po tym jak zapytałam, czemu się tak rzadko odzywa i czy wszystko u niej dobrze, usłyszałam, cytuję: „no ale wiesz, ja jestem megazabiegana, myślisz, że mam tak czas na wszystko jak ty? Nie masz pojęcia, jak wygląda prawdziwe życie. Poza tym o czym ja mam z tobą teraz rozmawiać, dzieci nie masz, męża nie masz, o pracy? Nawet nie wiem, czym ty się w ogóle zajmujesz”. Zabolało, bo ja cieszyłam się z jej szczęścia, a koniec końców tylko przez to, że ja nie wpasowałam się w „schemat”, zostałam wręcz znienawidzona. Jakby to, jak wygląda jej obecne życie, szczęśliwe czy też nie, było spowodowane przeze mnie. 

Justyna Tawicka: – Oto ja: „pół chłopaka, pół konia i łuk”, czyli zodiakalny Strzelec. To „pół chłopaka” oznacza, że o ile biologicznie i emocjonalnie jestem „płcią żeńską”, o tyle zawsze potrafiłam obejrzeć się za atrakcyjną przedstawicielką swego gatunku. W ogóle uważam, że kobiety są wspaniałe: wielowymiarowe w metaforycznym i – dosłownym – znaczeniu. Moje życie uczuciowe to kilku mężczyzn na przestrzeni wielu lat; niełatwe bywały to relacje. Rozstania najczęściej następowały z jednej przyczyny: nie chciałam ślubu i rodziny, nie chciałam dzieci. Często słyszę, że mam do nich świetne podejście, że byłabym mamą-przyjacielem… Taką Mamę miałam. To był mój najlepszy przyjaciel. Gdy10 lat temu nagle odeszła, był Dzień Dziecka, a ja jechałam na Jej urodziny. Życie… Od tamtej pory sport pozwala mi trzymać życiowy i „wyglądowy” (mam nadzieję) pion. Dla mnie to nie tylko pasja, to sposób na życie. Jestem w kadrze narodowej, będąc dziennikarzem z zawodu, zrobiłam kurs trenera i dietetyka – dla siebie. Od 3 lat nie znam smaku alkoholu pod żadną postacią: nawet w czekoladkach. Mam prawie 47 lat. Moja waga nie przekracza 51 kg. Jestem zdrowa, spełniona i szczęśliwa. Jestem singielką – z wyboru. Mam małe sprawdzone grono bliskich mi ludzi. Mam adoptowane zwierzaki. Mam pasje. I powiem Wam jedno: to nie praca i dzieci są „blokadą” zmian. To my sami rządzimy tym, co nas spotyka. Myśl dobrze, mów dobrze, rób dobrze – będzie dobrze.


Emi Łach: – Mam 34 lata, od 23. roku życia chcę mieć dzieci. To już 11 rok, kiedy wciąż pragnę. Poszczęściło mi się trafić na wartościowego człowieka, z którym postanowiłam spędzić resztę życia, cóż więc stoi na przeszkodzie posiadania dziecka? Sama chciałabym wiedzieć. 7 lat byliśmy pod opieką najlepszych lekarzy w Polsce. W jednej z najlepszych klinik leczenia niepłodności. Jestem beznadziejnym przypadkiem. Tak trudnym, że medycyna nie ma mi nic więcej do zaoferowania. Jedynie czekać na cud Boski. Trudno jest leczyć się w klinice, gdzie między pacjentkami siedzi uśmiechnięta kobieta z brzuszkiem. Nie jest łatwo mieszkać w dużym mieście, gdzie na każdym kroku widzisz wózki i szczęśliwych rodziców.

Nie jest łatwo być osobą bezdzietną. Wszystkie moje koleżanki, które zaszły w ciążę, zerwały ze mną kontakt, bo skończyły się wspólne sprawy. Z kolei te, które niedawno poznałam i mają dzieci, w rozmowie wtrącają coś o swoich dzieciach, a ja niechętnie ciągnę temat. Nie lubię o tym rozmawiać. Stawiam mur albo zapadam się. Czasem chcę uciec, czasem chowam się, by w ukryciu popłakać. Najgorsze są opinie środowiska. Przypięto mi łatkę wygodnickiej egoistki i karierowiczki, bo prowadzę spontaniczny tryb życia Z kolei inni bliżsi znajomi nie rozumieją mojej sytuacji. Zmieniają się w życiowych doradców albo ekspertów od medycyny. Kolejne historie, że ktoś tam nie mógł zajść w ciążę, a tu bach i dzieciak w przedszkolu. Trudno jest pojąć, że ja naprawdę nie jestem w stanie zajść w ciążę. Wszystkie dostępne możliwości się wyczerpały, doszłam do ściany, a żadne konsultacje z innymi lekarzami nic nie dadzą, a tylko zrujnują stan mojej i tak bardzo słabej psychiki. Nie będzie to zdziwieniem, kiedy napiszę, że zmagam się z depresją. Ukrywałam, że jest mi źle, cały czas mi się to udaje. Bo czy matka pchająca wózek zrozumie, co czuję? Czy znajomi pomilczą ze mną zamiast dawać mi rady i nie będą głaskać, że jeszcze zajdę w ciążę, a jak nie, to zawsze mogę adoptować. „Adoptuj” to najgorsze słowo jakie możesz powiedzieć bezdzietnej. Nie chodzi przecież o posiadanie dziecka. Tu chodzi o każdą chwilę. Te dwie kreski na teście, pierwsze USG, potem radość, kiedy okaże się, że to córka. Kompletowanie tych wszystkich ubranek i bibelotów i oczekiwanie narodzin. I to pierwsze dzień dobry, kiedy pierwszy raz ją weźmiesz w ramiona. Czy ktoś jest w stanie zrozumieć, co czuję? Między ludźmi udawałam radosną, beztroską, a wewnątrz wręcz wyłam. Ktoś patrząc z boku, mógł myśleć, że wszystko jest w porządku. Nawet mój mąż nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo jest źle. Cały czas oswajam się z myślą, że to ja będę tą bezdzietną ciotką. Mam trudną odmianę depresji, przy której trudno dobrać leki, ale jest lepiej. Lecz czy będzie aż tak dobrze, że będę w stanie wziąć na ręce dziecko?

Chciałabym mieć chociaż jedno dziecko. 

Agnieszka De Neve: – Powodem, dla którego nie mam dzieci, nie jest egoizm ani kariera, ale: a) zdrowie – miałam wycinane cysty na jajnikach już dwa razy (utrudnienia w zajściu w ciążę) plus przebyta depresja i przyjmowane leki (zagrożenie dla zdrowia płodu oraz gospodarki hormonalnej matki); b) od 7 lat mieszkałam w Belgii, pracowałam na dwóch etatach (Komisja Europejska plus modeling), nie chciałam, żeby moje dziecko wychowywało się bez mamy, szczególnie że w Belgii macierzyński to 4 miesiące, a jako psycholog wiem, że najważniejsze w życiu dziecka jest pierwsze 8 miesięcy, podczas których nawiązuje ono więź z rodzicami, rozwija odporność i pewność siebie; c) myślę sobie, że jest już tyle niechcianych/niekochanych/nieszczęśliwych dzieci na świecie, że jeśli nie mam 100% pewności, że będę w stanie im zapewnić szczęśliwy dom i odpowiednią ilość uwagi i czasu, to się nie zdecyduję na ciążę lub adopcję. Po co wydawać na świat kolejnego nieszczęśliwego człowieka?

Często słyszę, że jestem z moim mężem już 10 lat, więc dlaczego nie mamy jeszcze dzieci? Zawsze odpowiadam: „A co, jeśli nie możemy ich mieć?”. To w 100% przypadków zamyka ludziom usta. Uważam, że powinniśmy przestać wchodzić z buciorami w życia innych i zająć się sobą i naszymi problemami. Nikt nie ma prawa mówić nam, jak żyć i oceniać naszych wyborów. Mocno wierzę w to, że któregoś dnia zamiast pytań od cioć/wujków/babć etc. „kiedy dzieci?”, będziemy słyszeć: „Jestem z ciebie dumna, że…” albo „co cię uszczęśliwiło w ostatnim czasie? Wspaniale, możesz być z siebie dumna!”.

Aleksandra Świąder: – Mam 55 lat, jestem matką dorosłych córek i babcią rocznego malucha. Zawsze chciałam mieć dzieci, a decyzja o urodzeniu ich była wyborem moim i mojego męża. Jednak mam wielki szacunek do kobiet, które otwarcie mówią, że nie mają zamiaru zostać matkami. Uważam, że takie oświadczenie wymaga od nich wielkiej odwagi. Narażają się bowiem na ostracyzm społeczny. Niestety, w naszym społeczeństwie pokutuje przeświadczenie, że każda kobieta bez wyjątku powinna być żoną i matką. Jeżeli ma inny pomysł na życie i na siebie, na przykład chce się realizować w karierze zawodowej, oceniana jest jako kobieta samolubna, zła i niepełnowartościowa. Zupełnie inaczej widziany jest mężczyzna, który oświadcza, że nie chce mieć dzieci. Nikt go nie pyta, dlaczego tym ojcem nie chce zostać i nie zarzuca mu braku instynktu ojcowskiego.

Osoby tak łatwo oceniające innych zapominają również, że jest spora grupa kobiet, które nie mają dzieci z zupełnie innych powodów. Obecnie jestem między innymi stylistką i brafitterką, ale przez 10 lat pracowałam na sali porodowej i oddziale położniczym. Większości osób to miejsce kojarzy się ze szczęśliwym zakończeniem: pulchnym bobasem i uśmiechniętą mamą. I na szczęście tak jest w przeważającej większości wypadków. Niestety, wiele razy odbierałam porody niewczesne i przedwczesne, gdzie ciąża jest jeszcze mało widoczna i dla postronnego obserwatora w istocie ciężarna kobieta nie wygląda na tę „przy nadziei”. Nie zapominajmy także o kobietach, które poroniły (czasami wielokrotnie), i tych, które mimo usilnych starań nie mogą zajść w ciążę, choć bardzo by chciały. Niedoszłe matki również traktowane są jak kobiety bezdzietne z wyboru, a to, co przeżywają, gdy „życzliwe ciocie” pytają, kiedy w końcu będą mieć dzieci, wiedzą tylko one.

Cierpienie matki tracącej dziecko zostaje w murach szpitala, a o stracie wiedzą tylko najbliżsi. Dlaczego? Bo część ludzi uważa, że jeśli kobieta nie może zajść w ciążę lub jej donosić, to jest w jakiś sposób wybrakowana.

Na koniec jeszcze jedna ważna kwestia. Kobiety bezdzietne z wyboru stawiają sprawę uczciwie. Paradoksalnie bardziej dbają o dzieci niż te kobiety, które rodzą, bo tak wypada, a potem swe dzieci zaniedbują lub ich po prostu nie kochają. Obarczają je odpowiedzialnością za swoje niezrealizowane marzenia i plany, w efekcie czego nikt nie jest szczęśliwy.

Życzymy wszystkim kobietom takiego życia, jakiego pragną.

*** Cytat z leadu pochodzi z bloga http://zudit.pl/.

Zebrała: Ilona Adamska

1+

Udostępnij:

Polecane artykuły

Jakie produkty kupujemy w sieci?

Akcesoria elektroniczne, artykuły dla zwierząt, artykuły spożywcze, obuwie, części i akcesoria do pojazdów – to tylko kilka kategorii, które wiodły prym w 2023 roku. Oto

Send Us A Message