Marta Ormaniec: Teatr jest nieprzewidywalny

Marta Ormaniec, aktorka filmowa i teatralna, pochodzi z Beskidu Żywieckiego, od kilku lat pracuje z młodzieżą w liceum, prowadzi podcast „Pańcia w pończochach”. Nam opowiada o blaskach i cieniach pracy aktora w tak trudnych pandemicznych czasach.

Skąd pomysł, żeby swoje życie zawodowe związać z aktorstwem? 

Marta Ormaniec: Od dzieciństwa lubiłam występować. Jestem góralką, występowałam w zespole ludowym. Bardzo lubiłam przebieranie się, zmiany, bycie kimś innym. Wychodziłam na podwórko i w ramach zabawy odgrywałam różne role. I tak mi zostało. Lubię te przebieranki w kogoś innego. Najbardziej gorsety, długie suknie, czasy wojenne. Uwielbiam odkrywać to, co mi nieznane. Szykując się do roli w takim projekcie, nie wystarcza wyobraźnia. Czasem trzeba przestudiować trochę książek, publikacji, by jak najwiarygodniej oddać postać. Dlatego wielką radość czerpię z bohaterek, które kiedyś żyły i miały coś do powiedzenia. Jak na przykład Krystyna Skarbek – kobieta petarda i choć tyle książek o niej powstało, to wciąż nie wiemy, jaka była naprawdę. I wtedy rolą aktorki jest uczłowieczyć, nadać jakiś ton, który będzie odzwierciedlać tę postać.

Jak wspominasz swoje początki w zawodzie aktora?

Początki są trudne. Najwspanialsze uczucie, to kiedy dostajesz się do szkoły teatralnej, spotykasz świetnych ludzi, z którymi spędzasz dzień i noc, i wiesz, że tak to będzie wyglądało przez najbliższe cztery lata. A potem… Rzeczywistość, dorosłość. Na nowo uczysz się, jak funkcjonować. Nikt w szkole nie uczy, jak jest po, jak zdobyć pracę. Do niedawna było tak, że student nie mógł absolutnie brać udziału w castingach do seriali czy filmów. Student miał się kształcić, a castingi przyjdą później. Teraz to się bardzo zmieniło, świadomość się zmieniła, co bardzo cieszy. Tylko że ja byłam jednym z tych roczników, który skupiał się na studiach. Dopiero pod koniec trzeciego roku poczułam, że zaraz to wszystko się skończy i co wtedy? Dlatego szukałam możliwości pracy w teatrze. I na czwartym roku zrobiłam dyplom i zaczęłam próby w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej.

Potrzeba jest odwagi, siły, determinacji. Jestem z gór i mam charakter. Jak się uprę, to nie ma zmiłuj. Kocham mój zawód, choć bywa niewdzięczny. Bywają okresy, że pracuję non stop, a za miesiąc ani jednego dnia zdjęciowego czy spektakli… I tak to wygląda. Nikt nie uczy, że tak może być. Człowiek nabiera wprawy w trakcie, uczy się jak funkcjonować w tym świecie.

Czy masz swoje sprawdzone sposoby przygotowywania się do roli? Pytam, bo niedawno czytałam świetny wywiad Jakuba Kasprzaka z Jarosławem Gajewskim, który cytując wypowiedzi wielu kolegów po fachu, powiedział, że dzisiejszy teatr jest tak różnorodny i nieprzewidywalny, że nie ma sensu obierania jakiejś uniwersalnej strategii. Na pierwszą próbę trzeba przyjść jako tabula rasa. 

To prawda. Teatr jest nieprzewidywalny. Najważniejszy jest proces. Dlatego próby nie trwają tydzień czy dwa, a czasami dwa, trzy miesiące po to, żeby poznać postać i zrozumieć całą inscenizację. Korzystam z wielu metod pracy. Często słucham intuicji, filtruję przez siebie, zadaję sobie pytania. I jestem klasykiem, muszę mieć wydrukowany tekst i pisać skojarzenia dotyczące postaci, zadawać pytania, rysować. Lubię obserwować ludzi i czerpać z nich jak najwięcej. To jest dopiero wachlarz możliwości. Ciągle kogoś poznajemy i nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak taka osoba jest ciekawym materiałem na postać. Słucham, obserwuję, zastanawiam się, kim jest i dokąd zmierza. Układam sobie w głowie obraz i zapisuje. Wkładam do odpowiedniej szufladki i kiedy trzeba, wykorzystuję do budowania postaci. Dzięki temu moje bohaterki są bliskie nam, ludzie chcą widzieć siebie, w odbiciu lustrzanym, choć nie przyznają się, że widzą swoje przywary.

Każdy aktor marzy o jakiejś roli, którą mógłby nazwać “rolą życia”? Kogo i u kogo / z kim chciałabyś zagrać na jednej scenie? 

Marzenie na dzisiaj, to w ogóle grać. Niesamowite jest, jak małe rzeczy cieszą. Bardzo chciałabym wejść na deski teatru i próbować, grać. Może w niedalekiej przyszłości się to uda. Pytanie, czy COVID-19 nie pokrzyżuje planów. Bardzo chciałabym spotkać się czy na planie filmowym, czy w teatrze ze starszym pokoleniem aktorów jak Stanisława Celińska, Franciszek Pieczka. To jest zupełnie inna szkoła. Zobaczyć jak grają, jak pracują – to chyba byłoby najwspanialsze przeżycie.

Beata Tyszkiewicz w mojej rozmowie dla magazynu Imperium Kobiet powiedziała, że praca aktora filmowego jest bardzo efektowna. “Kiedy widz ogląda film wydaje mu się, że wszystko powstało jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Widząc efekt końcowy nie zastanawia się nad tym, ile wysiłku kosztowało mnie zagranie danej sceny”. Czy też spotykasz się z takimi opiniami, że aktorstwo to zawód łatwy, lekki i przyjemny? 

Ludzie myślą: Co to jest wejść i powiedzieć tekst? A nikt nie zdaje sobie sprawy, ile to kosztuje energii. Nawet nagranie reklamy. Zwykły tekst, a żeby powiedzieć tak, żeby było w punkt. Przed fabułą jest czas na próby i to jest bardzo budujące. Uczę się pracy z innymi, zachowania, jak postąpiłaby moja bohaterka. Ciągle myślę, co bym zrobiła. Bo na planie jestem nią. Nie Martą. Najtrudniejsze dziś to chyba dostać rolę. Jest wielu aktorów i wielu amatorów, którzy chcą grać. Nasz rodzimy rynek nie jest wstanie zapewnić wszystkim nam pracy. I pojawia się ogromna konkurencja. Do tego social media, które wyznaczają wartość aktora. Nie warsztat, nie umiejętności, tylko lajki.

Co do tej pory traktujesz jako swój największy zawodowy sukces? 

Moim sukcesem jest praca w zagranicznych produkcjach, jak np. „Catherine The Great”. Niby epizod, jednak praca z taką ekipą – marzenie. Reżyserem filmu jest Philip Martin (reżyserował „The Crown”), a moją scenę grałam z Paulem Kaye’em (znany m.in. z roli Thorosa z Myr w „Grze o Tron”). Oglądałam filmy czy seriale tworzone przez tych ludzi, a chwilę później sama mogę z nimi współpracować! Spaceruję sobie uliczkami Wilna, a reżyser dzwoni do ciebie i chce omówić scenę. Film „Who will write our history?” – produkcja amerykańska, z producentką Nancy Spielberg, rola Luba Lewin. Piękny i trudny film o historii Żydów, o archiwum Ringelbluma.

Ostatnim moim sukcesem jest praca z Wojtkiem Smarzowskim. Nowy film będzie jesienią, czekam bardzo i trzymam kciuki, żeby pandemia nie pokrzyżowała już żadnych kinowych planów.

Masz spory apetyt na życie? 

Wiem, że wiele przede mną. Głowa tętni od pomysłów. Uczę się języków, marzę o pracy na Wschodzie. Uczyłam się i uczę języka rosyjskiego i chętnie poznam tamten rynek. Jestem na etapie własnego pomysłu na serial. Scenariusz się tworzy, jesteśmy coraz bliżej. I to będzie coś, co zaciekawi niejednego widza. Uwielbiam podróżować, daleko, najlepiej do Azji. Człowiek widzi wtedy więcej niż tylko swoje potrzeby. Poznaje ludzi, uczy się innej kultury, uczy się siebie. I zadaje sobie pytanie, co tak naprawdę jest ważne.

Mówią, że ambicja bywa pułapką dla kobiet? Też tak sądzisz? 

Jestem zbyt ambitna i czasem nie dostrzegam innych elementów swojego życia. Takie klapki na oczach. Dlatego uczę się żyć i cieszyć się innymi sprawami niż praca. To dają mi podróże. Spotkania z bliskimi. Doceniam takie momenty, których teraz jest niestety mało.

Jaka na co dzień jest Marta Ormaniec? 

Nikt mnie jeszcze o to nie zapytał. Marta jest pozytywną osobą, która czerpie radość z małych rzeczy. Uwielbia spędzać czas z mężem, z rodziną w górach, grać w planszówki, gotować. Zwariowana, lubi rozbawiać innych. Uwielbia patrzeć na naturę. Jest romantyczką.

Co najbardziej lubisz w innych ludziach a co Cię w nich szczególnie drażni, razi?

Cenię w ludziach otwartość na drugiego człowieka. Boli mnie dyskryminacja kobiet, brak tolerancji, szacunku. Mam wielu znajomych ze środowiska LGBT. To są wspaniali ludzie.

Jak radzisz sobie z pandemią? Czy Covid – 19 wywrócił jakoś szczególnie Twoje życie do góry nogami? 

Od roku żyjemy jak żyjemy. Przynajmniej próbujemy żyć. Moje życie wywróciło się do góry nogami. Pracy mam mniej. Teatry działają od niedawna. Najbardziej mi żal tych ról, które miały mieć kontynuację. Miały. Bo COVID-19 zrobił tzw. cięcia. Ciągle muszę udowadniać, że stać mnie na więcej, że mogę więcej, jako aktorka, jako kobieta. Brakuje mi kontaktu z bliskimi, wyjść do kawiarni, rozmów. Dobrze, że mam psa. Dużo spaceruję i chociaż to rekompensuje mi zamknięcie. Gdyby jeszcze za to płacili…

Inspirująca myśl z którą chciałabyś zostawić naszych Czytelników? 

Ostatnio czytałam taki tekst i chyba na dzisiaj jest mi najbliższy:

Żyjemy tylko raz, Snoopy.

– Źle! My tylko raz umrzemy. Żyjemy każdego dnia.

Rozmawiała: Ilona Adamska

fot. Marta Balicka

2+

Udostępnij:

Polecane artykuły

Jakie produkty kupujemy w sieci?

Akcesoria elektroniczne, artykuły dla zwierząt, artykuły spożywcze, obuwie, części i akcesoria do pojazdów – to tylko kilka kategorii, które wiodły prym w 2023 roku. Oto

Send Us A Message