Albo ktoś mnie kupuje taką jaka jestem, albo nie… Social media vs. rzeczywistość

Gazety, telewizja, a zwłaszcza social media, zalewają nas falą wyretuszowanych zdjęć. Pora powiedzieć stop tej zbiorowej hipnozie. Ciało to tylko nasze opakowanie, a najważniejsze jest przecież wnętrze i to, co w naszym sercu. Uprzedmiotowienie ciała, które wręcz bije z każdej reklamy i billboardu, zachęca nas do skupienia się na fizyczności zamiast na osobowości i naszych uczuciach. Jak pokazują najnowsze badania, ponad połowa kobiet jest niezadowolona ze swojego wyglądu, co prowadzi do wielu problemów natury psychologicznej i zdrowotnej (bulimia, anoreksja). Jak daleko idziemy w stronę kreowania swojej rzeczywistości na Facebooku, dlaczego publikujemy zdjęcia, które zafałszowują obraz tego, jak wyglądamy naprawdę, a także dlaczego warto postawić na naturalność? Na te i inne pytania odpowiadają zapytane przez Ilonę Adamską Czytelniczki portalu Szczypta Luksusu.

Czy nierealność jest aż tak fascynująca?

Alina Roszczyńska: – Czasami czytam i przeglądam wpisy na forach internetowych, informacje moich znajomych o tym, co robią na co dzień, o ich biznesach, jak prosperują… i tu dochodzi do jakiegoś nieporozumienia. Znam ich inny świat, tak bardzo odległy od tego, co czytam. Pytam się wówczas samej siebie, po co to? Czemu to ma służyć? Czy nierealność jest aż tak fascynująca? Piękne twarze kobiet, mężczyzn to może i rozumiem, bo to dbałość o swój wygląd, o swoje ciało, lecz upiększanie rzeczywistości do tego stopnia, by stwarzać pozory, to nonsens. Nie w tym rzecz, by narzekać, lecz by zmierzyć się z rzeczywistością i pokonywać problemy, trudy życia, jakie nas spotykają. Na przykładach radzenia sobie w sytuacjach niekomfortowych, czasami wręcz trudnych – uczymy się. Pokazujemy swoją dojrzałość i swoją determinację.

Albert Einstein, Steve Jobs, Jan Paweł II, Matka Teresa, czy wiele innych osób, mówili wręcz o swoich problemach. Czy to umniejszało ich pozycji? NIE. Jeśli chcesz być prawdziwy, to nim bądź. Jeśli pokonujesz schody, idąc pod górkę, to powiedz to. Życie jest fascynujące, a jeszcze bardziej fascynują wschody i zachody słońca – te w naszym życiu TEŻ. Żyjemy, ucząc się całe życie i zauważając innych ludzi wokół siebie. Chcemy widzieć normalnych ludzi, a nie „malowane lale”. Żyjemy po to, by dawać przykład i wsparcie innym… lecz zabawa LALKAMI jest nudna.

Magia zfotoszopowanych social mediów wynika z braku miłości do siebie

Julita Szóstek: – Każda z nas zna z pewnością baśń o Królewnie Śnieżce. Sadzę, że sporo z nas chciało mieć piękne czarne włosy przeplecione czerwoną kokardą, śnieżnobiałą cerę, piękną suknię – mylę się? Nawet jej macocha Królowa nie mogła pogodzić się z jej urokiem. Tak stworzył się kanon piękna, może nie pierwszy, ale jednak kanon. Jest o tyle ciekaw dla mnie, bo kojarzy mi się z mediami, a raczej Królową, która nie mogła sobie poradzić z obrazem w nich przekazywanym. To ona przeglądała się notorycznie w lustrze, szukając potwierdzenia dla swojej urody, a ono ciągle powtarzało jak mantrę,
że najpiękniejsza jest Śnieżka.

I tu pozwolę sobie przejść już do świata realnego… Czy aby na pewno realnego? Dziś każda z nas przegląda się w tym baśniowym lustrze, jednak ma ono szerszy zasięg… Dziś patrzymy na siebie przez lustro social mediów. To tam tworzą się kanony, którymi inspiruje się wiele kobiet. Czy są one prawdziwe?

Lubię przyglądać się pięknym zdjęciom w mediach. Jest ich mnóstwo. Są dla mnie inspiracją, ale też często rozczarowaniem. Wiele z nich jest niestety nierealistycznych, nienaturalnych, poddanych całkowitej obróbce… Królowa patrzyła na swoje odbicie, a lustro pokazywało jej wizerunek Śnieżki. Dziś patrzę w to nasze współczesne lustro w postaci Instagrama, Facebooka i widzę tysiące Śnieżek. Dziewcząt, dojrzałych kobiet, które wyglądają prawie identycznie, bo zauroczyły się rzęsami pani X i zrobiły takie same, spodobały im się brwi pani Y i już szybciutko musiały mieć takie same. Nie ma w nich naturalności, rzeczywistej urody. Kiedy patrzę na możliwości aplikacji do obrabiania zdjęć, filmików w mediach, jestem przerażona jak bardzo mogą ingerować w publikowane obrazy. Nie znaczy to, że nie korzystam z takowych. Jak powiedziałam wcześniej, lubię ładne, estetyczne zdjęcia, ale mimo wszystko niezakłamujące rzeczywistości. Często zamieszczam zdjęcia na profilach, bo tak komunikujemy się dziś ze światem, czasem urozmaicam je filtrami, bo ładnie podkreślają kolory, dają ciekawy, estetyczny efekt, ale z rozpoznaniem mojej twarzy nie ma problemu, nie wygładzam jej, nie wyszczuplam, nie usuwam niedoskonałości, bo dla mnie liczy się autentyczność. Tego też uczę dziewczęta na warsztatach, w szkole, żeby nie sugerowały się wyłącznie efektem upiększonego zdjęcia. Wiem, jak podkreślić indywidualne piękno kobiety, wykonując profesjonalny makijaż tak, by wyglądała wyjątkowo i naturalnie. Myślę jednak, że magia zfotoszopowanych social mediów wynika z bardzo głębokiego niedoboru akceptacji siebie, braku miłości do siebie. Dla wielu pewnie to banał, tylko że ten banał ma ogromny wpływ na postrzeganie rzeczywistości zarówno przez młode, jak i te dojrzałe kobiety. Patrzmy więc w to baśniowe lustro i dostrzegajmy nasze realne piękno. Nie dajmy się zwariować i ogłupić wystylizowanym obrazkom. Inspirujmy się, ale nie róbmy kalki. Przestańmy się wstydzić swojej naturalności, dbajmy o siebie, pielęgnujmy zdrowie i, gwarantuję, nie trzeba będzie upiększać zdjęć.

Piękno to coś, co odkrywamy w sobie każdego dnia

Julita Sędziak: – Świat social media to świat, w którym żyjemy, pokazujemy siebie, swój biznes, swoje pasje, ale też często zamykamy się w nim i porównujemy, napędzając wzajemnie to koło niedowartościowania. Ja bardzo dbam o to, by odkrywać siebie, swoje pasje i talenty, ale też swoją kobiecość. Po porodach moje ciało zmieniło się nie do poznania i długo chorowało, chciałam czuć się w nim dobrze bez względu na rozmiar czy blizny. Uczyłam się siebie na nowo, szukałam swojego piękna, ale to, co znalazłam w sieci i na profilach społecznościowych, utwierdziło mnie tylko w tym, że nie jestem wystarczająca. Przeglądając piękne profile uśmiechniętych, gładkich i szczupłych kobiet, odpychałam od siebie coraz bardziej swoje indywidualne piękno i zaczęłam się porównywać. Nakładałam filtry, retuszowałam zdjęcia, bo takie są prawa Instagrama, bo tak się przyjęło na Facebooku, jednak nie czułam się komfortowo, to nie byłam ja. Czułam, że okłamuję siebie i innych oglądających te zdjęcia i relacje zamazane filtrami. Patrzyłam na moją córeczkę, na jej piękne naturalne duże oczy, rozczochrane włosy i uśmiech od ucha do ucha. Na moją mamę mającą nieidealną figurę, ale serce na dłoni i dobroć wymalowaną w oczach; na moją babcię – siwą, zgarbioną, pomarszczoną kobietę, która swoją osobą przedstawia fantastyczną historię nadającą się na powieść. One są piękne. Są piękne takie jakie są, każda z nich jest inna i to jest piękne. Ja też chcę być taka. Zrezygnowałam z filtrów w relacjach na Instagramie. Nie chcę być sztuczna i nie chcę oszukiwać siebie i najbliższych, nie chcę porównywać, narzekać i dążyć do ideałów, które są nieosiągalne, ponieważ po prostu nie istnieją. Chcę i będę promować w SM prawdziwe piękno, naturalne, dbanie o siebie, a nie sztuczność. Chcę bardzo i widzę w tym duży potencjał. Jest to proces w moim życiu, który nie jest łatwy, jednak jest już tak wiele profili, które promują ciałopozytywność, bycie wystarczającą i naturalne piękno. Pierwszy krok, który zrobiłam, to obserwowanie i udostępnianie tych profili, by otaczać się w social media właśnie takimi osobami. W sieci wybrałam sobie środowisko, którym chcę się otaczać i w nim wzrastać, a nie te, które ciągnie mnie w dół. Chcę w tym uczestniczyć, bo wierzę, że piękno to coś, co odkrywamy w sobie. To, że mam coś, czego nie ma nikt inny, to jest piękne.

Postawcie na naturalność i autentyczność

Karolina Mikulko: – Od kilku lat moją pasją jest wspieranie rozwoju kobiet, które mają bardzo niskie poczucie własnej wartości i pewności siebie oraz nie radzą sobie z emocjami. Kobiety te często szukają w social mediach drogi do podniesienia własnej samooceny. Niestety regularnie spotykam się z tym, że pomimo wielomiesięcznych poszukiwań do odbudowania siebie w tej przestrzeni, zamiast osiągać oczekiwane efekty, brną w jeszcze większe bagno niż to, z którego chcą wyjść. Dlaczego? Znajdują bowiem w social mediach miliony idealnych kobiet, których figura i makijaż są nieskazitelne i co najgorsze w tym wszystkim, często wydaje się, że to właśnie one są najważniejsze. Oczywiście, nasza prezencja ma znaczenie, jednak jest ogromna różnica między zadbaną kobietą z klasą a kobietą, która kreuje w social mediach idealny wizerunek kobiety, pokazując jedynie swój biust, pośladki, sztuczne rzęsy i napompowane do przesady usta, nie wspominając o tonie spływającej „tapety”. Co najbardziej mnie w tym wszystkim boli to fakt, że kobiety, które się do mnie zgłaszają, są tak mocno przekonane, że to jest wręcz ich obowiązkiem wyglądać w ten sposób, że naprawdę niełatwo jest im dostrzec, jak wspaniałą i piękną kobietą można być, będąc sobą i zachowując klasę. Co istotne w tym wszystkim, kreując siebie na „sztuczna lalę”, wciąż dziwią się, że nie mają szacunku ze strony mężczyzny. Oczywiście wiele elementów na to może wpływać, ale niestety świat social mediów też ma w tym swój mocny udział. Coraz trudniej jest w sieci znaleźć świat kobiet z klasą, naturalnych, pozwalających sobie na bycie nieidealną. I to nie tylko dotyczy sfery prywatnej, ale też biznesowej. 

Poza pasją, o której już wspomniałam, zawodowo pomagam także rozwijać firmy, gdzie także niestety widzę, jak świat social mediów zabija kobiety, które mają wielkie plany i marzenia. Bo przecież co powiedzą inni, jak zareagują na mój post czy nową usługę? Hejt jest wszędzie i wielokrotnie niszczy on przepiękne wizje niesamowitych, kreatywnych kobiet. Niestety świat social mediów kreuje biznesy bezbłędne, prowadzone przez idealne (także z figury!) bizneswoman, które oczywiście są w stanie wszystkim dogodzić, co w rzeczywistości jest tak dalekie od prawdy. 

Osobiście wykorzystując social media, stawiam na siebie, taką jaką jestem, a jeśli się komuś nie podobam ja lub to, co robię, nie musi przecież mnie obserwować czy udzielać się na moich stronach. I tego samego życzę każdej z pań. Postawcie na naturalność i na swoją autentyczność, róbcie to, czego pragniecie, bez względu na to, co kreują inni. To Wy same wiecie, kim jesteście i czego chcecie, zarówno w życiu prywatnym, jak i biznesie. 

Najcenniejsza jest naturalna kobiecość

Małgorzata Bajur: – Wizerunek to dla mnie opowieść o człowieku i jako odbiorca chciałabym patrzeć na tę prawdziwą opowieść. Niestety bardzo często w social mediach obserwuję budowanie sztucznego wizerunku. Ale czy to pokazuje piękno? Jestem fotografem i niestety, a może i „stety”, bardzo na to zwracam uwagę. Uwielbiam naturalność kobiecą, inteligencję, pasje życiowe… I to jest dla mnie piękne. Takie historie chciałabym oglądać. Obserwuję z wielkim bólem to, jak niektóre kobiety chcą się pokazać. Publikują zdjęcia mocno wyretuszowane, aby wyglądać piękniej, młodziej, szczuplej, bez skazy. Czy warto taki wizerunek kreować? Czy nie piękniej zaakceptować to, jakie jesteśmy, i pokazywać nasze naturalne piękno? Czy piękno zewnętrzne jest najważniejsze? Jako fotograf często słyszę pytanie: a czy możesz wyretuszować zmarszczki albo wyszczuplić mnie? Na takie pytanie ostatnio odpowiedziałam: „właśnie to w Tobie jest piękne”. Ty wciąż się uśmiechasz i to są zmarszczki uśmiechające: „Bóg mówi do nas: Daję Ci najfajniejszą rzecz, jaką dla Ciebie przygotowałem, daję Ci bycie Kobietą” (o. Adam Szustaka OP). Kobiety, pokazujmy nasze naturalne piękno, naszą mądrość, nasze pasje, naszą wrażliwość, przebojowość i to jak potrafimy ocalać świat. Bo w nas kobietach jest wielka moc. Bądźmy sobą!

Udostępniony wartościowy tekst zdobywa mniejszą popularność niż zdjęcie profilowe

Maria Gulczyńska: – Świat social mediów jest bardzo różnorodny, dzięki temu każdy może znaleźć to, co go interesuje. Jest cała gama różnorodnych grup, na których można uzyskać porady lub wsparcie. Niebywałe dla mnie jest to, jak dużo lajków otrzymują zdjęcia profilowe z dziećmi lub z imprez tudzież wyjazdów. Nasz umysł lubi patrzeć na uśmiechnięte twarze, które dość często są podrasowane Photoshopem. Kiedy poznajemy lub spotykamy znajomą/znajomego, okazuje się, że doznajemy dysonansu, bo w rzeczywistości ta osoba nie przypomina tej, którą znamy z wizerunku profilowego. Potrzebujemy potwierdzenia swojej atrakcyjności i akceptacji. A przecież lubimy naturę i podziwiamy jej piękno, a ludzie niepogodzeni z przemijaniem doskonalą swój wizerunek, co przywodzi na myśl rys narcystyczny – patrzcie i podziwiajcie. Lubię profile, które są spójne i toczy się na nich opowieść, można poznać kogoś dzięki osobistym przemyśleniom i udostępnianym materiałom. Wyrażać można się na różne sposoby. Social media pozwalają na tworzenie kogoś, kim nie jesteśmy. Snujemy fantazje o innych i o sobie, stwarzamy wyimaginowany świat, a przecież prawdziwe życie toczy się zupełnie gdzie indziej, o czym czasami wolimy zapomnieć. Dziwi mnie i zarazem nie dziwi, że udostępniony wartościowy tekst lub cytat zdobywa mniejszą popularność niż zdjęcie profilowe itp. Najbardziej cieszy mnie fakt, iż dzięki FB zwierzęta mogą pozyskać lub odzyskać właściciela. 

Kim Kardashian

Instagramowy festiwal

Anna Stella: – Dlaczego szukamy realności na portalach społecznościowych, skoro nie ma jej w telewizji, gazetach czy reklamach? W życiu realnym nawet zdarzają się aktorzy! Nie trudno zauważyć, że Instagram stał się zbiorem nadzwyczajnie pięknych obrazów i kobiet. Nie widzę w tym nic złego, jednak sporo z tych obrazów to czysta kreacja, niemająca nic wspólnego z rzeczywistością. Jestem fotografem, ale przede wszystkim obserwatorem. Wiele kobiet nie wygląda na co dzień tak jak na Instagramie, ale czy zastanawiacie się, dlaczego tak bardzo się upiększają?

Rozmawiam z wieloma kobietami przy okazji sesji fotograficznych i nie ma znaczenia, jak bardzo są piękne oraz czym się zajmują, ponieważ i tak większość z nich nie jest zadowolona ze swojego wyglądu i ma zaniżoną samoocenę.

Płeć piękna przesadzająca z filtrami na portalach społecznościowych, prawdopodobnie nadal wierzy, że dopieszczone zdjęcia i duża ilość polubień, odmieni ich życie. Nie znam jednak nikogo, kto w ten sposób prawdziwie zadbał o wzrost swojej samooceny i poczucia własnej wartości. Myślę, że jeżeli zaakceptujemy siebie, to nie będziemy potrzebować instafiltrów, instaokularów, ale i nie będzie nam przeszkadzać, że inni je stosują, ponieważ jest to ich wybór i droga.

Osobiście traktuję Instagram jako pewien spektakl, w którym aktorzy i ich role się powtarzają. Zajmuję się fotografią na co dzień, więc jest to całkiem inspirujące i ciekawe doświadczenie, gdy oglądam obrazy, w których kogoś mniej lub bardziej poniosła wyobraźnia. Moja rada: UPIĘKSZAJMY SIEBIE, ale przede wszystkim MENTALNIE. Godzinę dziennie, którą spędzamy na przeglądaniu Facebooka, warto poświęcić na rozwój pasji. Uważam, że to nie portale społecznościowe rujnują nasze życie czy nastrój, tylko my sami. W instagramowym festiwalu możesz brać udział, ale nie musisz.

Albo ktoś mnie kupuje taką, jaka jestem, albo nie

Anita Orzechowska: – Świat social media został stworzony, aby wspierać reklamę i marketing. Na tym głównie opierają się Facebook i Instagram. Chociaż stale spotykam się z opiniami osób, które myślą, że to portale do podtrzymywania więzi towarzyskich ze znajomymi.

Skoro mają służyć do marketingu i sprzedaży, to w tym obszarze obowiązuje pewna ważna zasada – spójność przekazu. Jeżeli w komunikacji o swoje marce pokazujemy nieprawdę lub nie jesteśmy autentyczni, to ten brak spójności prędzej czy później i tak wyjdzie.

Dziwię się osobom, które „podrasowują” swoje zdjęcia i później wrzucają live albo nagrane filmiki, na których są niepodobne do „siebie” na zdjęciach. Albo organizują eventy i tam, no jakby widać przecież, jak to wygląda w rzeczywistości.

Nawet jeżeli ktoś, użytkownik social media, potencjalny klient, nie jest świadomy komunikatu, to podświadomie taki przekaz wzbudza wewnętrzny sprzeciw. Dalej zagłębiając się w specyfikę komunikacji o marce, autentyczność, to pokazywanie siebie takim, jakim się jest w rzeczywistości.

Jeżeli jestem bezpośrednia, pełna humoru, dystansu do siebie i świata, silna i wrażliwa jednocześnie, świadoma wiedzy, procesów, otaczających systemów, popełnianych błędów mocnych i słabych stron, nie będę przedstawiać siebie jako smutnej ofiary losu, która nie wie, po co żyje, „słodkiej idiotki” lub wzbudzającej litość. Kiedy się raduję, pokazuję to. Kiedy się smucę, czasem też kiedy się wściekam, sporadycznie eksponuję to publicznie. Niemniej to radości, optymizmu i wiary w ludzkość we mnie jest najwięcej, więc tak wygląda też moja ekspozycja publiczna. Mam cellulit, zmarszczki, siwy włos pojawia się na skroni i dobrze mi z tym, jestem piękna, taka jaka jestem, bo piękno jest wewnątrz nas. Czy wzbudza to zazdrość? Tak. Czy wzbudza kontrowersje? Tak. Czy jestem autentyczna w przekazie? Tak. Albo ktoś mnie kupuje taką jaka jestem, albo nie. Nie każdy jest dla wszystkich i niewiększość jest dla jednego.

Niedoskonała naturalność da lepsze efekty

Violetta Nowak: – My, kobiety, często gramy różne role, wierząc, że w ten sposób zasłużymy na lepsze życie. Narzucamy sobie różne rzeczy nie tylko w kwestii wyglądu, ale też stylu życia. Zapędzamy się czasem tak daleko, że zaczynamy żyć nieswoim życiem. Nieszczęśliwe, mimo tych lajków, serduszek i zachwytów w komentarzach. Przepełnione lękiem, by ktoś nie odkrył, że to tylko rola w teatrze życia, tłamsimy swoje prawdziwe JA.

Jasne, że każda kobieta chce wyglądać lepiej, dlatego stroi się i maluje. Jednak alternatywna osobowość w social mediach to już przesada. Jasne, że trzeba przypudrować nos, żeby się nie świecił na zdjęciu czy odpowiednio się ustawić, wiedząc, że kamera komórki zniekształca obraz. Podciągnięcie kolorów czy poprawa jasności, kontrastu to kwestia jakby dodania przyprawy do smakowitego dania. Jednak to nie może przesłaniać tego, kim naprawdę jesteś. Uważam, że w wirtualnym świecie trzeba się pokazywać tak, jakbyśmy się pokazały ludziom w realu. Czasem na elegancko, bo ważne wydarzenie, czasem zwyczajnie jak na zakupach czy przy pracach domowych.

Szukamy szczerych relacji, bądźmy szczere. Rozwijamy swój biznes w necie, bądźmy autentyczne. Niedoskonała naturalność da lepsze efekty. Dlatego ja bardzo lubię wideo i live, bo wtedy widać daną osobę wielowymiarowo, czuję się jej energię. Mankamenty ciała, które można tuszować programami do obróbki zdjęć, przestają mieć takie znaczenie. Bo liczy się ruch, sposób bycia i to, co ma do powiedzenia ta osoba.

Uroda przemija. Liczy się to, co w głowie

Agnieszka Inez Zachar: – Dziś mam 38 lat. I z przerażeniem patrzę na zdjęcia sztucznych kobiet w social mediach. Już od czasów bycia nastolatką nie do końca lubiłam się upiększać. Zawsze byłam naturalną ciemną blondynką. Nie lubiłam się malować jak moje koleżanki (malowałam jedynie rzęsy). Włosy pierwszy raz w życiu zafarbowałam w wieku 25 lat. W moim zawodzie powinnam może trochę bardziej zadbać o siebie, lecz nie zawsze mam na to czas. Prowadząc Stowarzyszenie Praskie Patrz Sercem, wiem, że nie zawsze ładna buzia i makijaż pomagają w pozytywnym załatwieniu sprawy. Skromny i schludny wygląd daje często lepsze efekty.

Stawiam na naturalność. W życiu realnym i w social mediach. Tak się po prostu dobrze ze sobą czuję. Z moją figurą, fałdką tu czy tam. Akceptuję siebie w stu procentach. A mój ukochany kocha mnie właśnie za tę naturalność i dziewczęcość. Za to, że jestem sobą w sieci.

Gdy mam wyjątkowy wieczór, gdzie wiem, że każdy będzie ubrany elegancko, zawsze dbam o profesjonalny makijaż i fryzurę. Na szczęście są to sporadyczne wyjścia i na każdym z nich czuję się zawsze, jak mała dziewczynka na wielkim balu.

Pamiętajcie: nieważne czy macie zmarszczki czy zaaplikowany botoks, nieważne, czy masz nadwagę czy figurę miss, nieważne czy masz naturalne włosy czy farbowane, zrobiony biust czy po prostu obwisły, bo jesteś mamą po ciąży – nie przejmuj się! Jesteś wspaniała taka jaka jesteś. Pamiętaj, że uroda przemija. Liczy się to, co zostaje w głowie. I to jest najcenniejsze.

Pozwólmy się odróżnić od innych

Magdalena Andler: – Niestety żyjemy w czasach, którymi rządzi „plastik” i owczy pęd za danym trendem. Skrolując social media, widzimy setki „ plastikowych” ludzi, wykonturowane, wygładzone lica spoglądają na nas z ekranów. Ciężko nawet zapamiętać, kto jest kim. Owczy pęd za, gdy wszystkie dziewczyny wyglądają tak samo (te same ubrania, ten sam kolor włosów, jeśli na topie jest np. blond). Smutne. Przykład: ostatnie wybory miss, nie pamiętam już czego. Oglądając je, śmiałam się, że fryzjer w jednej misce rozrobił kolor blond dla wszystkich uczestniczek. Każda wyglądała jak wierna kopia.

Pamiętajmy, że to, co nas odróżnia, to właśnie indywidualizm, nasze niedoskonałości, nasz własny styl.

Inną sprawą są nadmiernie używane filtry, poprawianie ujęć w Photoshopie. To najzwyklejsze oszustwo. Jestem świadoma, że chcemy pokazać się z jak najlepszej strony, ale brnie to już w takim kierunku, że jak poznajemy w realu osobę, której foto widzieliśmy w sieci, to trudno nam znaleźć jakiekolwiek podobieństwo.

Sama umieszczam zdjęcia w social mediach, sama staram się zadziałać chociażby i światłem, żeby dobrze wyjść, ale to nadal jestem JA i nikt spotykając mnie, nie ma co do tego wątpliwości. Nie mam problemu z pokazaniem się souté, bez makijażu, bo to właśnie JA. Nieidealna, niedoskonała JA.

Jaki jest mój apel, jako specjalisty w budowaniu spójnego wizerunku? Bądźmy sobą i pozwólmy się odróżnić od innych, nie zróbmy z siebie armii identycznych, plastikowych klonów. „Jak nas widzą, tak nas piszą”, to powiedzenie powinno dać nam dużo do myślenia, jak odbierają nas inni i jak chcemy być odbierani.

Podnieść zaniżoną samoocenę

Joanna Czerny: – Social Media to przestrzeń, w której fotografia zdecydowanie dominuje nad treścią, a wizualny odbiór utworu staje się w niej najcenniejszy. Z racji tego, że fotografia jest nieruchomą publikacją, a współczesna technologia rozwija się szybciej niż człowiek, dzisiaj na zdjęciach możemy pokazywać kogoś, kogo chcemy, aby widział odbiorca. Oznacza to, że nie każde zdjęcie, a nawet bym powiedziała, że prawie żadne – nie ukazuje prawdziwego wizerunku przedstawianej osoby. Te bardziej zbliżone do autentyczności bohatera fotografii, wystarczy że są zrobione przy nienaturalnym świetle i już człowiek wygląda inaczej.

Dzisiaj w social mediach przeważają jednak fotografie dalekie od oryginału osoby na nich przedstawionej i sprzeczne z naturalnością. Mam tu na myśli lawinowo pojawiające się jak „grzyby po deszczu” kobiety, publikujące swoje przerobione, dopieszczone filtrami i uzupełnione dodatkowymi kolorami zdjęcia, nie mające nic wspólnego z pięknem fotografii i prawdziwą głębią tej sztuki. W moim odczuciu, im bardziej przerobione zdjęcie, tym większy problem ma jego bohaterka, która za wszelką cenę w przestrzeni internetowej chce być najpiękniejsza. Oznacza to, że taka pani żyje w przeświadczeniu, że nie do końca jest piękna, że jest niedoskonała i mniej atrakcyjna od swoich rówieśniczek. Takie oszukane zdjęcie pozwala jej pozbyć się kompleksów, podnieść zaniżoną samoocenę, poczuć akceptację, której nie ma w życiu realnym i przyjąć komplementy, które w jej przeświadczeniu, może w realu nigdy by się nie pojawiły. Jednak, czy takie zdjęcia są naprawdę piękne? Nie, gdyż piękno znajduje się w naturalności i prawdziwości, a przerobiona fotografia nie ma nic wspólnego z rzeczywistym wyglądem modelki.

W moich social mediach publikuję dużo swoich zdjęć, bo lubię się fotografować, ale zawsze stawiam na naturalność. Rzadko fotografuję samą twarz, a jeśli już to robię, to jest ona pozbawiona technicznych udziwnień i kosmetycznych poprawek, typu botoks itp. Częściej prezentuję całą sylwetkę, a na pierwszy plan wysuwam moje najsilniejsze atuty, które w moim odczuciu są najpiękniejsze. Każda kobieta ma w swojej urodzie coś wyjątkowego, co ją wyróżnia i dodaje jej seksapilu. Należy eksponować właśnie te części kobiecego ciała, dzięki którym nie trzeba sięgać po filtry w smartfonie. U mnie są to długie nogi i włosy o naturalnym kolorze i długości. To te elementy grają na moich fotografiach pierwsze skrzypce. Mam świadomość tego, że gdybym wstawiła choć jedno zdjęcie przerobione w Photoshopie lub jakkolwiek zmienione, to moi odbiorcy uznaliby, że oszukuję również w biznesie. Nie chcę i nie mogę sobie pozwolić na fałszywy odbiór mojej osoby.

Niech martwią się ci, którzy tworzą iluzję swojego życia

Monika Pertek-Koprowska: – Na początku myślałam, że tylko ja jestem nijaka, brzydka, a moje mieszkanie to nie miejsce, w którym można robić zdjęcia. W social mediach wszystko jest idealne, a kobiety zawsze mają perfekcyjny makijaż. I to wcale nie jest złe. Każda z nas bowiem chce wyglądać pięknie i jak najlepiej prezentować się na zdjęciach. Najważniejsze, by zachować równowagę pomiędzy tym, kim jesteśmy na co dzień, a tym, co prezentujemy w sieci. Nie cierpię oszustwa – tego rozczarowania, gdy okazuje się, że to, co widziałam, nie istnieje. Nie ufam już nieziemsko pięknym kobietom na FB, nie ufam przekoloryzowanym zdjęciom na Instagramie. Dlaczego? Bo dojrzałam na tyle, by zrozumieć, że nie myje się podłogi w białej sukni, i nie można mieć idealnie czystych dłoni, gdy właśnie wychodzi się z kwiatowej grządki. Nie przyjdzie mi jednak do głowy, by kogoś oceniać, hejtować. Nie chcę – nie wierzę.

Działam w social mediach intuicyjnie i nie używam filtrów, by upiększyć swoją twarz. Nie chcę, by ktoś zobaczył mnie na mieście i rozpoznał fałsz. Stawiam na naturalność, ale w najlepszej odsłonie. To oczywiste, że nie wybiorę najgorszego zdjęcia, bo chcę się samej sobie podobać. Czy to jednak znaczy, że jestem nieautentyczna? To nadal jestem ja. Taka, jaką mnie zobaczysz, gdy spotkamy się na kawie. Niech martwią się ci, którzy tworzą iluzję swojego życia.

Łatwo wpaść w pułapkę tandetnego idealizmu

Aleksandra Prykowska: – Potrafię od razu ocenić, czy zdjęcie zostało przerobione. Nie widać struktury skóry, jakichkolwiek zagłębień, nawet najmniejszego zacienienia pod oczami. Biorąc wielokrotnie udział w sesjach zdjęciowych nauczyłam się, że kluczową sprawą jest korzystne światło. W chłodnym dziennym świetle przy odpowiednim ustawieniu praktycznie nie widać zmarszczek, rozstępów, czy cellulitu. I wtedy nie trzeba ani Photoshopa ani filtrów. Dla mnie osobiście to rozwiązanie optymalne. I zawsze jak robię zdjęcie, niezależnie czy sobie, czy komuś innemu to staram się aby twarz i sylwetka wyglądały promiennie i świeżo. Mam duże wyczucie piękna. Lecz czym ono jest?

Łatwo wpaść w pułapkę tandetnego idealizmu. Ideał w moim odczuciu to synonim nijakości, braku wyrazu, który nadawałby kształt. Bo czyż nie kształty nas fascynują? Odcienie i barwy? Zauważam, że moją uwagę przyciąga odmienność. Lubię, kiedy człowiek ma w sobie coś charakterystycznego. Dlatego też nie zachwycam się sztucznymi, lalkowatymi wizerunkami w social mediach. Wręcz mnie one odstraszają. Nie mam do nich zaufania, bo nie ma w nich życia. I w związku z tym nie poświęcam im uwagi.

Bardzo cenię sobie siłę przekazu, jaką mają social media. To świetne narzędzia do wyrażania siebie, umożliwiające opowiedzenie światu o swoich pasjach. Każdy z nas decyduje do czego je wykorzysta i w jaki sposób. Nie jesteśmy w stanie nikogo zmusić aby pokazał nam prawdę o sobie, czy podzielił się własnym doświadczeniem. Możemy natomiast budować swój wizerunek w zgodzie ze sobą. Nie dostosowywać się na siłę do panujących trendów. Moda przemija, a każdy z nas jest niepowtarzalny.

Drażni mnie sztuczność kobiet

Ewa Kowalska-Rudnicka: – Jestem kobietą, która stawia na naturalność. Nigdy nie byłam za sztucznością. Drażni mnie w mediach sztuczność kobiet. Naturalność to piękno kobiety, a wszelkie wyrazy sztuczności nigdy nie ujawniają piękna naturalności. Makijaż owszem, ale naturalny! Sama na co dzień jestem naturalna i jestem z tego dumna.

W dzisiejszym świecie, który ciągle gdzieś pędzi, sztuczność stała się lansowaną, zwłaszcza przez social media, marką. Czy tak naprawdę musi być? To nie piękno kobiety jest ważne, nie to czy jest sztuczna czy naturalna. To serce kobiet jest ważne. Znam wiele dziewczyn, które nie akceptują siebie. Które szukają akceptacji, wrzucając przerobione zdjęcia do sieci. Zapominają, czym jest bycie sobą. Czym jest naturalność. Niestety, taki jest dziś świat. W tym całym biegu za nie wiadomo czym zapominamy, że każda z nas jest piękna – na swój sposób. Spróbuj pokochać się taką, jaką jesteś. A jesteś wyjątkowa!

Czy tylko to, co ma ładne „opakowanie” jest atrakcyjne?

Beata Izabela Pilarek: – Człowiek współczesny jest wciąż nieszczęśliwy bo przegląda się w oczach innych. W czasach gdy social media kreują naszą rzeczywistość, gdzie z ekranów naszych telefonów, czy komputerów spoglądają na nas wystylizowane celebrytki, które „mówią” a raczej pokazują nam jak mamy wyglądać, gdzie ilość like’ów stanowi o naszej atrakcyjności, pod drzwiami terapeutów czy psychologów ustawiają się kolejki „normalnych” kobiet. Ciągłe porównywanie się do tych wszystkich „wymuskanych” osób, które mam wrażenie, że żyją w odrealnionym świecie, doprowadza nas do obniżenia własnej samooceny i buduje w nas poczucie, że tylko to, co ma ładne „opakowanie” jest atrakcyjne. A przecież tak nie jest, bo tak na spokojnie, spójrzmy na te zdjęcia, które są efektem nowych programów do korekty, a często i wizażystów, fryzjerów, chirurgów plastycznych, gdyby tak to wszystko odrzucić, zobaczymy dziewczynę, kobietę, którą często mijamy niepostrzeżenie na ulicy. Zbyt często w dzisiejszych czasach zapominamy, że to co na zewnątrz można szybko utracić np. przez chorobę, wypadek, upływający czas. Lecz to co piękne i prawdziwe, czego nie da się oszukać to nasze serce i rozum. Może zacznijmy inwestować w swój rozwój, zdobywanie nowych doświadczeń, poznawanie ludzi bez oceniania ich? To wymaga dużo więcej pracy, niż nałożenie kolejnego filtra, czy maski od chirurga (tak na marginesie, nie zauważyłyście, że te wszystkie osoby, które poddają się tak często tym korekcjom plastycznym, coraz bardziej się do siebie upodabniają, jakby z pod jednej matrycy wychodziły?) ale efekty tej ciężkiej pracy pozostają z nami na zawsze. I wtedy stajemy się jeszcze piękniejszymi istotami, bo nasze piękno bije z naszych dusz, serc, rozumu. I każdy z nas jest INNY, a w różnorodności jest piękno.

Uważam siebie za piękną kobietę, bo jestem jedyna i niepowtarzalna. Nie używam filtrów czy innych ozdobników, bo jestem taka jaka jestem, jestem sobą i tylko tak mogę być wiarygodna. A wiarygodność jest bardzo ważna w tym co robię, bo moim celem jest dotarcie do jak największej liczby ludzi i mówienie im o zdrowiu, o sprawach moim zdaniem ważniejszych, niż ”wykreowana ładna buźka”. I nie chodzi o to, że nie lubię ładnych ludzi. Co to to nie. Lubię patrzeć, na piękne kobiety, mężczyzn, których spotykam. Ale niech będą prawdziwi, nieidealnie piękni, ze zmarszczkami, które niejednokrotnie opowiadają historie z ich życia, z cieniami pod oczami, bo całą noc spędzili czuwając przy dziecku lub przy kimś bliskim. Nie wierzę w te wszystkie (przepraszam za zwrot) „zajebiste” fotki, których pełno na Insta, FB czy w innych mediach. Może jestem za stara? A może dlatego, że dla mnie PIĘKNIEJSZY JEST TEN PRAWDZIWY ŚWIAT. Bo w nim przeżywam radości, sukcesy ale i smutki, porażki. To w nim cały czas się uczę i coraz bardziej zakochuję się w życiu (o ile można jeszcze bardziej) tym realnym.

Social media – błogosławieństwo i przekleństwo współczesnych czasów

Barbara Wnukowska: – W czasie pandemii portale społeczne, komunikatory internetowe, platformy stały się często jedynym kanałem komunikacji między nami. Tak też było ze mną. Moja choroba cancerogenna i coronavirus zamknęły drzwi do mojego małego mieszkania w małym mieście, gdzie poczułam się jak w karcerze. Socjal media stały się moją autoterapią z osamotnienia, choroby, swoich słabości, uczuć dobrych i złych, działaniem w różnych akcjach na rzecz innych. To jest i była tego dobra strona.

Ciemne oblicza mediów wolę omijać. Często jednak nie sposób wyeliminować wszystkiego, co może być dobrze zakamuflowane za pomocą różnych narzędzi. Obróbka zdjęć jest już moim zdaniem na granicy szaleństwa. Perfekcjonizm zewnętrznego wyglądu… obłęd absurdu… Spotkania face to face weryfikują oryginał z sieciową podróbką. Jednak nie zawsze jest to możliwe i w większości zdeformowany świat wkrada się w nasze umysły na stałe, zniekształca własne odbicie w lustrze. Rodzi się bulimia, anoreksja, depresja, niska samoocena, nawet samobójstwa, autoagresja. Czy temu mają służyć możliwości tego wynalazku? Budowanie artystycznego, kreatywnego obrazu kobiety czy mężczyzny – jestem na tak. Celom poprawienia w subtelny sposób własnego samopoczucia bez ingerencji skalpela chirurga jestem na tak. Nie daję jednak przyzwolenia na wyimaginowany, fałszywy obraz drugiego człowieka, który zabija piękno natury w nas, robi dziurę w psychice i okrada nas z prawdy. Niech sztuka ma swój rozdział, a nasz codzienny wizerunek swój. Nie mylmy jednak jednego z drugim. Nie dajmy się zwariować.

Zanim kogoś skrytykujesz, pomyśl o sobie

Kinga Bogdańska: – Oczywiście, że obecny świat social media to kreowanie siebie, pokazywanie idealnego świata, idealnego ciała, idealnego życia ozdobionego filtrami i uśmiechem numer 8. Niestety często poza obiektywem i kamerą jest smutek i zgorzknienie, dużo łez i martwienie się o zdrowie, finanse, relacje, byt. Czy mnie to drażni? Nie. Uważam, że każdy może robić ze swoim życiem, co mu się podoba i jak mu się podoba. I co z tego, że jakaś pani czy pan wyglądają w realu inaczej. To potem ich wstyd, nie mój. Ja wyznaję zasadę autentyczności. Pokazuję siebie i swoje życie w różnych odcieniach emocjach, bo wiem, że to teraz największa wartość. I właśnie to sobie cenią moi klienci. Widzą mnie z makijażem, bez makijażu, rozczochraną ale też i „zrobioną”. Nie mam w zwyczaju silić się na filtry, skoro mam gorszy dzień. Pracując z kobietami, uczę je akceptacji nastrojów, gorszych dni, gorszego samopoczucia, bycia przy sobie i w zgodzie z sobą. Taką też siebie pokazuję.

Co do zabiegów estetycznych i poprawiania urody. Wszystko jest dla ludzi i jeśli stosujemy te zabiegi z rozsądkiem, to nam służą. Gorzej, jak idzie w tę drugą stronę. Ale to już właściciel czy właścicielka „danego dzieła” będzie się mierzyła ze swoim codziennym odbiciem i spojrzeniami innych.

Niestety zauważam, że najczęstszymi krytykami są kobiety, które same z sobą nie są w zgodzie i nie akceptują siebie i dlatego atakują inne kobiety, często te zadbane, lepiej wyglądające. Myślę, że problem nie jest sztuczne kreowanie się, bo to i tak odbiorcy wcześniej czy później zweryfikują, tylko język nienawiści nieszczęśliwych kobiet w stosunku do innych kobiet, często takich , które ciężko pracują na to, jak wyglądają: dbają o zdrowie, chodzą na treningi, dbają o dietę, rozwijają się i budują siebie wewnętrznie. Dlatego drogie panie apeluję: Zanim z twoich ust lub palców na klawiaturze wyjdzie krytyka, zastanów się czy ty sama z sobą jesteś OK? Co zrobiłaś danego dnia, aby lepiej wyglądać i czuć się OK z sobą i innymi?

Drogie Czytelniczki,

pamiętajcie, że prawdziwe piękno kobiety płynie z jej wnętrza. Pielęgnujmy poczucie własnej wartości. Nauczmy się kochać siebie. Traktujmy siebie jako ważną osobę tylko dlatego, że nią jesteśmy. To, że ktoś nie zauważa Twojej wartości, nie oznacza, że jej nie masz!

Pamiętajcie: jesteście tu po coś! Waszym zadaniem jest odkryć, co jest Waszym unikatowym darem dla świata. Co jest Waszym celem, misją. Kiedy odkryjecie, czego naprawdę chcecie, zyskacie niesamowitą energię do działania. I piękno, które sprawi, że żadne modelki z reklam w prasie czy telewizji nie dorównają Waszej urodzie! Bo liczy się to, co nosimy w środku. I jakim człowiekiem jesteśmy. 

Ilona Adamska

Grafika: Zofia Koryto/Facetune

10+

Udostępnij:

Polecane artykuły

Czasowa głodówka jako sposób na uzdrawianie

Według wielu ekspertów, współczesny model jedzenia zakładający trzy posiłki dziennie i przekąski nie ma podstaw naukowych, ani wynikających z historii naszych przodków – wręcz przeciwnie,

Send Us A Message