„Uświadamianie i edukacja są bardzo ważne”. Rozmowa z lek. Martą Wójcik

„Mam nadzieję, że – mówiąc trywialnie – dożyję czasów, gdy w Polsce przestaniemy nacinać tak wiele kobiet w trakcie porodu. Tak naprawdę już 40 lat temu, dzięki coraz mocniejszemu upowszechnieniu się EBM, czyli medycyny opartej na faktach, rutynowe nacięcie krocza poddano krytyce […] W Polsce niestety jedynie nieznacznie. Szacuje się, że w naszym kraju, co druga pacjentka miała nacięcie krocza” – mówi w rozmowie z „Imperium Kobiet” Marta Wójcik – ginekolog, położnik, przez swoich obserwujących na Instagramie (marta_lekarzkobiet) określana jako „Marta-Kroczochronka”.

Angelika Łuszcz: Większość kobiet zgłasza się po raz pierwszy do ginekologa przed ukończeniem 18-go roku życia. Często jest to chęć poddania się badaniu profilaktycznemu, by stwierdzić, „że wszystko jest w porządku” i by omówić na przyszłość metody zapobiegania ciąży. Czasami już po rozpoczęciu współżycia – w celu ustalenia metod antykoncepcji. Często jednak występują różne dolegliwości, które skłaniają do wizyty. Okazuje się jednak, że nadal niektórym kobietom towarzyszy poczucie „wstydu” i z roku na rok odkładają wizytę u ginekologa. Sama świadomość związana z koniecznością rozebrania się jest dla niektórych paraliżująca. Jak do tego podejść? Jak przygotować się do wizyty i oswoić ze stresem?

Marta Wójcik (marta_lekarzkobiet): Z mojego doświadczenia wynika, że większość kobiet zgłasza się do ginekologa jednak po ukończonym 18 roku życia.  To prawda – pierwsza wizyta związana jest najczęściej z profilaktyką czyli wykonaniem kontrolnego badania ginekologicznego, USG i pobraniu cytologii. Wstyd to jedna z przyczyn, wydaje mi się nawet, że stojąca bardzo wysoko, opóźniania wizyty u ginekologa. To często z powodu wstydu przesuwamy lub przez wiele lat zwlekamy z wizytą u ginekologa. Przyznaję, że też należę do grona osób, nad którymi wstyd przejął niejeden raz kontrolę.  Przecież sama świadomość rozebrania się przed obcą osobą może w pewien sposób paraliżować. Nieraz słyszy się: „czego się tu wstydzić, przecież zdrowie jest o wiele ważniejsze od wstydu”. A przecież to normalne czuć wstyd. Nie należy w żaden sposób negować jego istnienia. Rozebranie się na wizycie u ginekologa nie jest codzienną sytuacją. Mamy pełne prawo czuć skrępowanie i niepokój w związku z wizytą. Ja mówię o tym otwarcie, bo sama – jak wyżej wspomniałam – należę do osób, które wstyd potrafi sparaliżować. A zaprzeczanie i usilne kwestionowanie uczucia wstydu w mojej głowie, wcale nie pomaga mi umówić się na wizytę.

Jak podejść do sprawy? Najlepiej oswoić się z wizytą przeszukując Internet, pytając koleżanki, oglądając filmiki z gabinetów. Stąd między innymi zrodził się pomysł w mojej głowie, żeby pokazać gabinet na Instagramie – przedstawić, jak wygląda przychodnia, gdzie należy się rozebrać, jak wygląda fotel ginekologiczny czy aparat do wykonywania USG. Ta wiedza na pewno pomaga. Warto też pocztą pantoflową znaleźć polecanego ginekologa.

Angelika Łuszcz: Na początku lat 80-tych, Anna Świrszczyńska, jedna z najwybitniejszych polskich poetek (poetek mówiących głośno o prawach kobiet), w wierszu „Zwykły poród” pisała: „Dwadzieścia godzin wyje jak zwierzę/Lekarz chce jej pomóc/Nacina nożyczkami żywe ciało/bez znieczulenia/[…] Jaki szatan wymyślił świat”. Poetka porównuje rodzenie do męczarni „zbyt potężna jest tortura rozstępujących się kości”. Kobieta „wyje jak zwierzę’, a lekarz wkracza w jej ciało z ostrzem. Wydawać by się mogło, że te słowa, jeśli przyłożymy je do dzisiejszych czasów, tracą na aktualności. Kiedy jednak czytam komentarze pod Pani postami dotyczącymi nacięcia krocza, szycia krocza czy łyżeczkowania po porodzie bez jakiegokolwiek środka łagodzącego, to widać, że temat „nacięcia” wciąż jest obecny i jest „koszmarem”. Stała się Pani bardzo ważnym głosem wśród kobiet, a w Internecie jest już Pani znana jako „Marta – obrończyni krocza”. To dość kontrowersyjny i wciąż zaniedbany temat w Polsce. Czy jest Pani zaskoczona mnogością przypadków/kobiet, które nie znały swoich praw podczas porodu?

Marta Wójcik (marta_lekarzkobiet): Mam nadzieję, że – mówiąc trywialnie – dożyję czasów, gdy w Polsce przestaniemy nacinać tak wiele kobiet w trakcie porodu. Tak naprawdę już 40 lat temu, dzięki coraz mocniejszemu upowszechnieniu się EBM czyli medycyny opartej na faktach, rutynowe nacięcie krocza poddano krytyce. Światowa Organizacja Zdrowia w 1985 r. zaleciła i w dalszym ciągu nadal zaleca, ograniczenie nacięcia krocza. Wg WHO nacięcie krocza jest uzasadnione jedynie w około 5–20%. Od czasu, gdy za ten temat zabrało się WHO czyli przełom lat 70 i 80  XX wieku odsetek nacinania kroczawykonywanego w Europie Zachodniej spadał. W Polsce niestetyjedynie nieznacznie. Szacuje się, że w naszym kraju, co druga pacjentka miała nacięcie krocza, a praktycznie każda pierworódka była poddana tej procedurze. Przez 6 lat pracowałam na Zachodzie (Niemcy i Szwajcaria) w miejscach, gdzie od wielu lat nie nacina się rutynowo. W żadnym ze szpitali odsetek nacięcia krocza nie przekraczał 10%. Dlatego wierzę, że to tylko kwestia czasu i u nas też osiągniemy te liczby.  Problem w Polsce jest o wiele bardziej skomplikowany niż pierwotnie mi się wydawało. Fakt, że pacjentki nie znają do końca swoich praw, to jedna kwestia. Wielokrotnie otrzymałam pytanie na Instagramie: „Marta czy ja mogę nie zgodzić się na rutynowe nacięcie krocza?”, „Pani Marto, czy ja mogę odmówić jakiejś procedury medycznej?”, „Powiedz mi, Marta, czy ja w szpitalu mogę zapytać, jakie leki otrzymuję, co jest w kroplówce, którą mi podają?”. Odpowiedź jest jedna: możesz, bo to Twoje ciało i Twoje życie, to Ty decydujesz, nikt nie ma prawa narzucić Ci czegokolwiek. Ale nie zawsze jako osoba niemedyczna, będziesz w stanie podjąć słuszną decyzję, dlatego tak ważne jest uświadamianie i edukacja, ważne jest zadawanie pytań i umiejętne interpretowanie odpowiedzi. Dlatego między innymi powstała moja Fundacja Świadoma Ja – żeby uświadamiać. Bo wiedza i to, co my z nią zrobimy, ułatwiają życie.  Druga kwestia jest taka, że sami medycy postępują zgodnie z przestarzałymi zaleceniami. Bo skoro badania mówią jedno: NIE NACINAJ rutynowo, natomiast w szkole rodzenia mówią: nie wierzcie w tę NOWĄ MODĘ na nienacinanie krocza, nie wierzcie temu, co mówią w Internecie, zgadzajcie się na nacięcie, bo to dla waszego dobra, to mamy ogromny problem. A przecież wszystkim powinno nam zależeć na zadowolonej pacjentce, która czuje się najlepiej zaopiekowana i zgodnie ze światowymi standardami.

Marta Wójcik

Angelika Łuszcz: Pani profil pełni funkcję edukacyjną, za sprawą Pani postów, wypowiedzi możemy otrzymać skondensowaną i przystępną wiedzę. Po pierwsze, skąd w ogóle zamysł na tego typu inicjatywę internetową? Czy ona w ogóle była planowana? <uśmiech> I po drugie, aktywność w social mediach jest dość czasochłonna. Czy nie ma Pani czasami takich momentów zawahania, by to wszystko „rzucić”?

Marta Wójcik (marta_lekarzkobiet): Pomysł zrodził się sam – jak to w życiu (śmiech). Moje konto na Instagramie jeszcze półtora roku temu wypełniały zdjęcia kwiatów, jedzenia i z podróży, a obserwujących miałam niecały tysiąc, z czego pewnie połowa to konta nieaktywne (śmiech). Dopiero po powrocie do Polski, gdy nadmiar wolnego czasu (z powodu opóźniającej mój początek pracy w Polsce papierologii i pandemii, która jeszcze dodatkowo wszystko komplikowała) spowodował, że czytałam wszystko na temat porodów, co podsuwał mi Instagram. To dam dowiedziałam się, że nacinanie krocza w Polsce ma się nadal bardzo dobrze. Najpierw obserwowałam dyskusje z ukrycia, potem odważyłam się kilka razy napisać swoje zdanie. A potem już jakoś poszło (samo – jak wyżej wspomniałam – śmiech – niczego nie planowałam). Dzisiaj, po półtora roku działalności, mówią do mnie Marta-Kroczochronka, co bardzo mnie cieszy (śmiech). Czasem przychodzą momenty, że chciałabym wszystko rzucić. Nadmiar informacji i przebodźcowanie (śmiech – wiem, to modne słowo ostatnio, ale ja naprawdę jestem przebodźcowana. Marzy mi się bezludna wyspa bez prądu) powodują, że przychodzą momenty, że mam dość, ale ta chwila trwa bardzo krótko i równie szybko, jak pojawia się chęć ucieczki i rzucenie wszystkiego, pojawia się chęć zastania tu, gdzie jestem. Natomiast inną kwestią jest fakt, że jestem totalnie uzależniona od Instagrama i ludzi, którzy go tworzą (uśmiech).

Angelika Łuszcz: Przez 6 lat pracowała Pani w klinikach w Szwajcarii i Niemczech. Nabytą tam wiedzą i umiejętnościami dzieli się Pani i tym samym wprowadza je teraz w Polsce. Czy mogłaby Pani nieco więcej powiedzieć o swoim zagranicznym doświadczeniu? Czy pozwala ono spojrzeć Pani na pacjenta nieco inaczej?

Marta Wójcik (marta_lekarzkobiet): Zaraz po stażu, który odbyłam w Krakowie, wyjechałam do Niemiec. Po 1,5 roku przeniosłam się do Szwajcarii na 3 lata, po czym znowu wylądowałam w Berlinie na 1,5 roku. Wielokrotne przeprowadzki to z jednej strony tułaczka, której nie polecam (śmiech). Jednocześnie to gromadzenie doświadczeń, które na pewno pomagają mi teraz na co dzień w pracy. Od samego początku mojej zawodowej drogi pracowałam z pacjentkami mówiącymi w różnych językach, pochodzącymi z różnych społeczności z 4 stron świata. Z pacjentkami o różnym światopoglądzie. Dlatego tak bardzo kładę nacisk na indywidualizm. Myślę, że takie poszerzanie horyzontu pomaga bardziej niż utrudnia.

Angelika Łuszcz: Z Pani relacji możemy dowiedzieć się również, że pracuje Pani nad swoim e-bookiem. Czy uchyli Pani rąbka tajemnicy, co to będzie za książka i do kogo będzie ona dedykowana? Jestem również ciekawa, kiedy planowana jest jej premiera.

Marta Wójcik (marta_lekarzkobiet): Tak, od kilku miesięcy pracuję nad moim ebookiem pt. #cipkobook. Będzie w nim wszystko, co należy wiedzieć i co tak naprawdę chcemy wiedzieć na temat żeńskich narządów płciowych. Od budowy, funkcji, po pierwszą miesiączkę, hormony, cykl miesiączkowy, czy higienę. Chciałabym bardzo skupić się na przedstawieniu różnorodności – pokazaniu wszystkim, a najbardziej młodszym kobietom, że każda z nas jest inna. Pomysł na cipkobooka zrodził się na Instagramie, gdy kiedyś, totalnie spontanicznie, postanowiłam narysować wygląd hymen (czyli tego, co nazywamy błoną dziewiczą, co tak nie do końca jest prawidłową nazwą). Okazało się, że mam u siebie na Instagramie mnóstwo chłonnych wiedzy obserwatorek. Dlatego piszę ebooka, żeby zebrać w całość a jednocześnie oswoić te tematykę. Jednocześnie tworzę też drugie dzieło #ciałobook – to będzie taki mały podręcznik do anatomii dla osób niemedycznych. Ten pomysł zrodził się również na Instagramie. Szybkie rysowanie palcem po ekranie rysunków wyjaśniających gdzie znajduje się cewka moczowa lub sprostowanie błędnego nazewnictwa części gruczołu piersiowego (to, co w gruncie rzeczy wszyscy nazywają sutkiem – czyli ta mała wystająca część na piersi, nie jest tak naprawdę sutkiem, a brodawką sutkową) spotkało się z tak pozytywnym odbiorem, że teraz nie ma już odwrotu. Kiedy premiera? Jeśli mój planowany (śmiech – ciekawe kiedy) wyjazd na bezludną wyspę dojdzie szybko do skutku, to oba ebooki będą dostępne na początku 2022 roku. Dedykowane będą wszystkim – od najmłodszych po starszych. Wiedzy nigdy dość (uśmiech).

Angelika Łuszcz: W ubiegłym miesiącu mówiliśmy o tzw. różowym październiku i zachęcaliśmy kobiety do badania piersi. Listopad z kolei to międzynarodowa akcja, mająca na celu zwiększenia świadomości na temat męskich nowotworów. Każdy powinien pamiętać o regularnych badaniach. Jakie zatem badania powinna wykonać kobieta przynajmniej raz w roku? Na co zwrócić uwagę?

Marta Wójcik (marta_lekarzkobiet): Coroczna wizyta ginekologiczna to tzw. must have każdej z nas: badanie ginekologiczne na fotelu ginekologicznym, USG, cytologia (nie rzadziej niż raz na 3 lata, chociaż coraz częściej zwraca się uwagę, by wykonywać ją raz na rok). USG piersi też raz na rok od 20 roku życia. O podstawowe badania krwi też powinniśmy zadbać raz do roku. Mówimy tutaj o zdrowej osobie. Wszelkie choroby, które posiadamy, wyznaczają inną ścieżkę.

Angelika Łuszcz: Pani Marto, a jakie przyjemności znajdują się w kręgu Pani zainteresowań poza pracą? Baczni i stali obserwatorzy już wiedzą, że mogą nieco również podszkolić się u Pani z gotowania i przyrządzania smakołyków.

Marta Wójcik (marta_lekarzkobiet): O tak, głównie pieczenie – ciastka i placki (dla czytelników z innej niż Podkarpacie części Polski szybko tłumaczę: chodzi o ciasta) lubię przygotowywać, a jeszcze bardziej je później wcianać (uśmiech). Marzy mi się aktualnie stworzenie ciasteczek w postaci żeńskiego sromu. Nie wiem co na to rodzina (uśmiech). Sauna to miejsce, do którego bardzo często wracam. Seanse saunowe, które poznałam w czasie pobytu w Niemczech, otworzyły mi okno na świat świadomego relaksowania się i wyłączania mózgu i myślenia. Polecam! Taki reset dobrze robi na ciało i ducha. Kiedyś bardzo dużo czasu spędzałam przy puzzlach i grach planszowych, które obecnie – z braku czasu – zaniedbałam. Aktualnie czekam na przeprowadzkę i przywiezienie sobie pianina, które czeka na mnie w domu rodzinnym – chcę znowu zacząć grać. Przygodę z pianinem rozpoczęłam niedawno temu i chcę ją kontynuować. Jeśli ktoś pyta mnie o to, co najbardziej lubię robić w wolnym czasie, to zawsze odpowiadam zgodnie z prawdą, a co może nie wszystkim kojarzy się z hobby: Bardzo lubię wsiąść do samochodu i pojechać gdziekolwiek, czyli bez tak zwanego celu. Kupić na stacji benzynowej największą kawę, włączyć muzykę i jechać przed siebie. Relaks murowany.

Angelika Łuszcz: Dziękuję za rozmowę. A jako jedna z Pani obserwatorek dziękuję również (sądzę, że zdecydowanie w imieniu większości) za to, że dzieli się Pani z nami (zupełnie za darmo) wiedzą i ważnymi spostrzeżeniami.

0

Udostępnij:

Polecane artykuły

Jakie produkty kupujemy w sieci?

Akcesoria elektroniczne, artykuły dla zwierząt, artykuły spożywcze, obuwie, części i akcesoria do pojazdów – to tylko kilka kategorii, które wiodły prym w 2023 roku. Oto

Send Us A Message