Renata Przemyk: Siła kobiet jest ogromna!

„Nie musimy się wszystkim podobać jako ludzie, jako kobiety. Trzeba siebie polubić, przyjąć siebie taką, jaką się jest. Na początek dobrze się sobie przyjrzeć. Nie skupiać się na wadach, tylko rozwijać swoje atuty” – radzi Renata Przemyk, jedna z gwiazd wyjątkowego projektu muzycznego „Sounds Like Women”.

Renatko, nawet nie wiesz, jak się cieszę z naszej rozmowy. Ostatni raz widziałyśmy się ponad osiem lat temu podczas wywiadu do Imperium Kobiet.

To już tyle lat? Mam wrażenie, jakby to było zaledwie rok, dwa lata temu. Ale wiesz co? Co jakiś czas spotykam Cię na plakatach w mojej ulubionej klinice w Krakowie. Jesteś twarzą pewnej marki kosmetycznej, prawda?

Tak, to prawda – M’onduniq. Ale nie o mnie dziś rozmawiamy, a o Tobie i wyjątkowym projekcie, którego jesteś ważną częścią. Opowiedz, proszę, jak doszło do Twojej współpracy z pomysłodawczynią „Sounds Like Women” – Luizą Moir?

Z Luizą poznałyśmy się już dawno. Natomiast dwa lata temu odezwała się do mnie, żeby opowiedzieć mi o „Sounds Like Women”. Projekt od razu mi się spodobał, bo od zawsze wiedziałam, że siła kobiet jest ogromna, a temat był ważny. Poza tym uwielbiam trafiać na ludzi silnych i twórczych, a taką osobą z pewnością jest Luiza. Osobą z dobrą energią, niezwykle pozytywną. Jej optymistyczne nastawienie udziela się wszystkim. Potrafi też wziąć w obronę słabszych. Ma charyzmę i nie dziwię się, że ludzie chętnie za nią idą.

Mimo że jest to projekt kobiecy, kibicuje Wam wielu mężczyzn.

To prawda, mądrych mężczyzn nie brakuje. Dostajemy ogromne dowody wsparcia i sympatii z ich strony, jeśli chodzi o nasz projekt i nasze muzyczne działania. Cieszy nas, że ta świadomość wzrasta, i to dotyczy obu płci. Ale sam temat, myśl, która przyczyniła się do stworzenia projektu była jednak z gatunku przykrych. To smutne, że są sytuacje, w których trzeba bronić kobiety przed agresją. Jesteśmy słabsze fizycznie, często wrażliwsze i zdecydowanie częściej zdarza się, że to właśnie my stajemy się ofiarami przemocy w rodzinach i związkach.

Wiem, że dziewczynom udało się zagrać kilka koncertów.

Brałam udział w dwóch. Poznałam część wokalistek ze świata. Cudowne i pozytywne dziewczyny, z których większość też miała w swoim życiu doświadczenia przemocy. Poczułam od nich tak dobrą energię, że z radością się do nich przyłączyłam. Potem okazało się, że kiedy pojawiła się pandemia i lockdown to problem przemocy domowej jeszcze wzrósł. Bycie non stop razem w domu spotęgowało złe emocje i problem się zaostrzył. Stąd dodatkowy aspekt naszej działalności – aktywność w sieci. Bo tylko w ten sposób możemy tak naprawdę teraz działać. Nagrałyśmy wspólnie piosenkę „Kochana”, do której powstał klip, oparty na bliskości sióstr, przyjaciółek, kochających kobiet. Zostało ogłoszone, że wszystkie dziewczyny mogą wysyłać swoje filmiki i zdjęcia, z których zmontowany będzie piękny obraz wsparcia i dobroci. Doświadczenie tej wspólnoty było niezwykłe. Doświadczałam tego z przejęciem i podziwem. Wielokrotnie i ze wzruszeniem oglądałyśmy z Luizą i Eweliną ten klip, który zresztą dziewczyny montowały, i widziałyśmy, że to działa. Kobieta kobietę wesprze, bo wie, co to znaczy być „kobietą”.

Czy nie bałaś się, że skoro się zaangażowałaś w ten projekt, to może znajdzie się ktoś, kto pomyśli, że też jesteś ofiarą przemocy?

Ja reaguję często na takie zaproszenia po dziecięcemu, czyli rzucam się od razu, bo trzeba pomóc, a dopiero później przychodzą przemyślenia, jak to zrobić albo, że mogą mnie z czymś podobnym skojarzyć. Wiele z nas doznaje przemocy, nie zdając sobie często z tego sprawy. Przemoc to nie tylko bicie. Wchodzę w takie projekty, jak tylko poczuję, że sprawa jest słuszna, że jest ktoś słabszy, kogo trzeba obronić. Zresztą na tym polegał od początku mój feminizm. Od kiedy zauważyłam nierówne i niesprawiedliwe traktowanie kobiet, głośno o tym mówiłam. Ważne jest podnoszenie świadomości, również co do rodzajów przemocy.

Może to wciąż problem błędnego rozumienia feminizmu?

To trzeba często wyjaśniać, że to postawa bycia za obroną słabszych i za sprawiedliwym, równym traktowaniem. Zagadnienie feminizmu ciągle jeszcze wymaga edukacji w naszym społeczeństwie, bo w jego pojmowaniu jest wiele nieścisłości, również wśród samych kobiet. Przemoc dotyka całych rodzin. Dzieci obojga płci będą niosły model rodziny, w której się wychowały, w dorosłe życie, do swoich rodzin. I będą powielać model, w którym dominuje siła, nie szacunek.

Renata Przemyk i Ewelina Flinta

Wbiłyście się z premierą klipu, i generalnie całego projektu, w czas strajków kobiet, które wyszły na ulice, aby walczyć o swoje prawa. Czy miałaś poczucie misji i tego, że właśnie robisz coś ważnego dla kobiet?

„Sounds Like Women” to projekt Luizy. Ja do niego dołączyłam i udostępniłam piosenkę, która idealnie do niego pasuje. Miałam, i wciąż mam, poczucie absolutnej konieczności zabrania głosu w sytuacji, gdzie ciągle jest potrzeba walki o prawa kobiet w naszym kraju. My i nasze córki nie możemy czuć się bezpiecznie. To szerszy problem. Od ponad stu lat kobiety – nasze babki i prababki – walczyły o to, żebyśmy miały głos w swojej sprawie, w sprawie społeczeństwa, które współtworzymy, kraju, w którym mieszkamy. Żebyśmy czuły się pełnoprawnymi obywatelami, czuły się bezpieczne, wolne i miały poczucie wsparcia ze strony państwa, a nie presję. To, co się stało, odczuwam jako atak na moje prawa. Można by się zagłębiać w pojedyncze przypadki, które są bardzo trudne. Myślę, że żaden pan czy pani, którzy się opowiadają za zaostrzeniem ustawy antyaborcyjnej, nie chcieliby się znaleźć w takiej sytuacji. Mamy też wieści ze środowiska lekarskiego, że ci którzy tupią nogami i są za podpisaniem zmiany ustawy, swoje córki czy żony pokątnie prowadzali na zabiegi w bezpieczne miejsca, bo to „wyjątkowa sytuacja”. Uważam, że to jest szczyt hipokryzji.

Należałoby otoczyć opieką wszystkie kobiety, które się wahają. Gdyby miały zapewnioną opiekę, również prenatalną i psychologiczną (z objęciem pomocą psychologiczną całej rodziny), łatwiej byłoby im podjąć decyzję o urodzeniu ciężko uszkodzonego płodu. Nikt nie mówi o tym, że około osiemdziesiąt procent partnerów, mężów – odchodzi. Nie chcą się zajmować chorym dzieckiem. Myślę, że to jest problem, który zatacza tak szerokie kręgi, że nie można załatwić tego jednym podpisem – nie i koniec. To jest brak szacunku dla drugiego człowieka, każdej płci. Wybór i tak jest śmiertelnie trudny bez gróźb i kar. Tak, to wymaga podjęcia tematu, a nie finalizowania go toporem. Trzeba zacząć od objęcia opieką (szeroko rozumianą) tych rodziców i te dzieci, które już są i żyją w większości w skrajnie trudnych warunkach.

Krążymy wokół problemów kobiet. Głównym celem projektu autorstwa Luizy jest pokazanie przyjaźni między kobietami. Czy wierzysz w „solidarność jajników”?

Wierzę w solidarność mózgów kobiet. Jest coś takiego w kobietach, że mają tę niezwykłą umiejętność odczuwania bardzo wielu emocji. Oba światy, męski i żeński, mogą się cudownie uzupełniać, nie wykluczać. Od wieków jesteśmy połączone fizjologią, której mężczyzna nie jest w stanie zrozumieć. Podlegamy cykliczności, fazom księżyca, każdego miesiąca na nowo rodzimy się i umieramy. I jak mężczyźni mają swój osobny świat, jakieś wędkowanie, mecze czy inne „męskie zajęcia”, tak my, kobiety, mamy swój. I to jest naturalne. Mężczyzna w wielu kwestiach lepiej zrozumie mężczyznę, a kobieta kobietę. Pary nie dobierają się na zasadzie podobieństw, ale uzupełniają się. Nie da się jedną miarą zmierzyć tych emocji obu światów, tak bardzo się na wielu poziomach różniących, choćby z tego powodu, że mężczyzna nigdy nie poczuje, jak to jest urodzić dziecko czy mieć okres, być cyklicznie uzależnionym. Oni mają swoje zalety i pasje. W tym jest potęga natury. Kobiety i mężczyźni mogą się w swoich światach spełniać i tworzyć światy wspólne. Kluczem jest wzajemny szacunek.

Inaczej spędza się czas z kobietą, a inaczej z mężczyzną.

Tak. Z kobietą to jest darcie pierza, albo jedzenie wspólną łyżką lodów z wielkiego kubła, niekończące się rozmowy i analizowanie, dzielenie włosa na czworo, pożyczanie ciuchów, wypłakiwanie się albo wykrzykiwanie swoich emocji. Kobiety powinny mieć taką swoją przestrzeń – dla higieny psychicznej.

Czym dla Ciebie jest muzyka? Masz jej prywatną definicję?

Muzyka jest dla mnie kołysaniem duszy. Ona czasem potrzebuje popłynąć, czasem pofrunąć, a czasem pobiec, ale zawsze potrzebuje rytmu, który by ją napędzał. Niekiedy mam ochotę zanucić kołysankę, a innym razem wyśpiewać hymn. Muzyka jest czymś, co może człowieka cudownie nieść. Kiedy jeszcze napełni się ją treścią, która jest nam bliska, pomaga przepracować emocjonalnie świat, zrozumieć, znaleźć ukojenie. Muzyka to jest tlen dla duszy. Nie tylko tej zbolałej.

Jaką inspirującą myśl chciałabyś przekazać Czytelniczkom?

To nie będzie nic odkrywczego – pokochaj siebie! Rozsmakuj się w swojej kobiecości! Żeby umieć kochać, trzeba zacząć od siebie, od miłości własnej. Sama długo do tego dochodziłam, że taka, jaka jestem, jestem ważna i wartościowa. Analizowałam swoje braki i nie dostrzegałam zalet. Pokochać i polubić siebie to bardzo ważne, zaprzyjaźnić się z samą sobą, także na poziomie fizycznym. Ja teraz mogę wyjść do sklepu bez makijażu, nie mam z tym problemu, chodzę w luźnych ciuchach na co dzień. Ale pamiętam czasy, choćby akademickie, kiedy rano, żeby wyjść do ludzi, musiałam zrobić makijaż. A byłam o trzydzieści lat ładniejsza (śmiech).

Ja nie wychodziłam kiedyś do sklepu osiedlowego po bułki bez pełnego makijażu. Dopiero niedawno pokochałam siebie no make-up.

Czyli rozumiemy się bez słów (śmiech). Od zawsze byłam pełna kompleksów. Potrzebowałam wielu wzlotów i upadków, by poczuć, jak może mi być dobrze ze sobą. I wiem, że to dotyczy obu płci. Swoją kobiecość mocniej poczułam i zaczęłam się nią cieszyć dopiero paręnaście lat temu, z całym jej bogactwem odczuć i wielką wrażliwością. My, kobiety, najpierw ratujemy świat, a potem dopiero siebie, czasem zagadujemy rzeczywistość, dzielimy włos na czworo i wywalamy emocje, płacząc, ale taka nasza uroda. Trzeba umieć sobie wybaczyć, zaakceptować swoją inność, inność od mężczyzny, matki, społeczeństwa. Nie musimy się wszystkim podobać jako ludzie, jako kobiety. Trzeba siebie polubić, przyjąć siebie taką, jaką się jest. Na początek dobrze się przyjrzeć sobie. Nie skupiać się na wadach, tylko rozwijać swoje atuty. Bo każda z nas je ma. Nie każda musi być wysoką szczupłą blond pięknością z nogami do nieba. To nie uroda daje nam poczucie szczęścia i spełnienia. Mam znajome, które nie są piękne według standardów czasopism czy mediów, a są przeszczęśliwe, kochane i mają cudowne rodziny. Nauczmy się kochać siebie, lubić i wybaczać sobie. Uśmiechajmy się do siebie! Tu i teraz! Kobiety nie są szczęśliwe, dlatego że są piękne. Są piękne, bo są szczęśliwe.

Rozmawiała: Ilona Adamska

2+

Udostępnij:

Polecane artykuły

Jakie produkty kupujemy w sieci?

Akcesoria elektroniczne, artykuły dla zwierząt, artykuły spożywcze, obuwie, części i akcesoria do pojazdów – to tylko kilka kategorii, które wiodły prym w 2023 roku. Oto

Send Us A Message