Maria Niklińska: Kobieta w Polsce

Ogólnie jesteśmy narodem łagodnym, szlachetnym i dobrodusznym. I to nie jest nawet nasza zasługa. Po prostu taką naturę otrzymaliśmy od Boga. Najlepszy dowód, że powiesiliśmy tylko dwóch biskupów, zamordowaliśmy tylko jednego prezydenta i spaliliśmy tylko jedną stodołę pełną ludzi. Mogą nam wiele zarzucić, ale jesteśmy wyrozumiali jak mało kto. W naszym kraju można okraść, ukraść, zdradzić, oszukać, ostatecznie zamordować i jakoś tam zrozumiemy i wybaczymy. (…) Tylko jednego wybaczyć nie możemy. Sukcesu.

(Janusz Głowacki, „Przyszłem, czyli jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy” )

No właśnie. Myślałam kiedyś, że to stereotyp, przecież Głowacki pisał to, nawiązując wciąż do czasów przełomu. Zaglądając jednak do „naszego” polskiego internetu, dochodzę do wniosku, że Janusz Głowacki nie tylko nie mylił się, lecz uchwycił naszego ducha ponadczasowego… I myślę, że nie dorośliśmy do wolności.

Amerykańskie kolorowe ubrania i świecące neony utożsamiliśmy z sukcesem. Żałuję, że nie przejęliśmy również szacunku do samych siebie. I nie mam na myśli szeroko pojętej „dumy narodowej”, ale prosty szacunek do siebie.

Jeżeli naszym ulubionym żartem jest „Jaki kraj, taki…” , jak możemy oczekiwać, żeby ktokolwiek nas szanował, jeżeli nie szanujemy sami siebie? Co to o nas świadczy, jeżeli sami chcemy i uwielbiamy mieszać siebie z błotem? Nie mamy szacunku do wartości, do kultury – nie tylko naszej polskiej, ale uniwersalnej.

Nie przemawia do mnie argument, że wartościowi ludzie czują się bezsilni albo nieważni. Owszem, czują się, ale to nie oni obrzucają się obelgami czy wylewają na siebie pomyje. Jak czytam, jakimi epitetami się obrzucamy, gdy czujemy bezkarność, to jest to zwykłe chamstwo.

Jeżeli nie uważamy, że wraz z wolnością powinna rosnąć nasza odpowiedzialność – to myślę, że nie dorośliśmy do niej. Jeżeli nasza zawiść w stosunku do bogatszego sąsiada nie zmieniła się od czasów „Pana Tadeusza”, to z czego właściwie mamy być dumni? Jeżeli nie umieścimy na szczycie naszych wartości pracy, uczciwości, kultury – to co ma na nim być?

Chcemy być amerykańską podróbką w kolorowym stroju z niczym do zaoferowania? Jeżeli wszystko będzie nas kuło w oczy? Jeżeli nie możemy nawet nazwać wprost obelg i chamstwa, które wylewają się z nas? Ale to nie internet jest winien, tylko my! Jeżeli nawet mówiąc o tym, musimy posiłkować się obcym słowem „hejt”. Nawet mówiąc o kompleksie naszym, musimy się trochę dowartościować, bo słowo nienawiść jest za mało „światowe”… Nie w „looku” albo w „trendzie”…

Czy to nas usprawiedliwia, bo mamy wrażenie, że choć trochę jesteśmy lepsi, bo robimy to, co inni? A może to po prostu zrzuca z nas odpowiedzialność – bo ten hejt to jakiś obcy, a nie nasz? I mówi to „celebrytka” – oczywiście nie aktorka.

Dowiedziałam się ostatnio od pewnego dziennikarza, że słowo to już nawet nie jest pejoratywne. Przecież każdy chce być celebrytą! Przecież wszystkim nam wiadomo, że polski aktor, pisarz, muzyk, polityk, biznesmen – z założenia jest gorszy od tego zagranicznego. Sami to tworzymy i tak myślimy. Nie udawajmy.

Dobrze wiemy, że atak na kogoś, kto żyje na drugim biegunie, nie dotknie go, ale atak na kolegę, koleżankę, która mieszka dwie ulice dalej, zaboli. I co tego, że znajdziemy usprawiedliwienie dla własnego chamstwa, bo to „szołbiznes”, bo „ona jest brzydka”, „głupia” itd. (epitety mogą się ciągnąć w nieskończoność), w głębi duszy i tak wiemy, że jeżeli jest w nas tylko nienawiść i pogarda w stosunku do innych, to znaczy, że istnieje ona w stosunku do nas samych. Do miejsca, w którym się wychowaliśmy. Do naszej rodziny. No właśnie…

Nie będę pisać o sobie, o tym, co przez lata przeczytałam na swój temat, bo dobrze to zna każda kobieta, której zdjęcie choć raz pojawiło się w prasie czy w internecie. Nieważne, że najprawdopodobniej to zdjęcie pojawiło się tam dlatego, że coś jednak w życiu zrobiła! Od razu dowie się, że jest głupia, pusta, beztalenciem, za gruba, za chuda, z założenia nie zasługuje na szacunek, itd. To jest dziewięćdziesiąt procent komentarzy o kobietach.

Czy to, że w innych krajach tak samo się obrażają, nas tłumaczy? Do naszej pogardy wobec siebie dołączam jeszcze łatwość i całkowitą bezkarność obrażania kobiet.

Pamiętam, z jaką radością szydzono z osoby uzdolnionej i skromnej, jak piękna tancerka, która nagrała niefortunny teledysk. Czy ktoś z życzliwych poszedł chociaż raz na spektakl z jej udziałem? Co nas czeka, jeżeli nie będziemy szanować ludzi, którzy mają nie tylko talent, ale są pracowici i chce im się coś robić? Czytam o modelce, która się rozbiera i mówi „sp…laj” tym, którym się to nie podoba.

„Intrygujący podpis”?… Proszę bardzo, niech tak mówi, ma rację! Ale czy ten podpis jest intrygujący? Czy gloryfikując „sp…laj”, dojdziemy do „przepraszam” i „dziękuję”?

Maria Niklińska – aktorka, wokalistka, autorka tekstów i kompozytorka. Absolwentka Akademii Teatralnej w Warszawie oraz Circle in the Square Theatre School w Nowym Jorku. Przez 8 lat prowadziła program dla dzieci i młodzieży „5-10-15”. Debiutowała rolą Es-toch w „Tajemnicy Sagali”. Grała min Anielę w „Ślubach Panieńskich” w Teatrze Narodowym oraz Ofelię w „Hamlecie 44” w Muzeum Powstania Warszawskiego. Popularność przyniosły jej role – Tosi w „Ja Wam pokażę”, Basi w „Jutro idziemy do kina” oraz Nicole w „Na Wspólnej”. Wydała debiutancki album studyjny „Maria”.

fot. Grażyna Gudejko

FELIETON POCHODZI Z KSIĄŻKI “KOBIETY O KOBIETACH, CZYLI CAŁA PRAWDA O PŁCI PIĘKNEJ”; Wydawnictwo I.D.MEDIA, Warszawa 2019

2+

Udostępnij:

Polecane artykuły

Send Us A Message