Katarzyna Bonda: Człowiek może wszystko i jest istotą genialną

Czytam Steinbecka i zanurzam się w nieśpiesznej narracji, zakreślam co piękniejsze frazy, rechoczę z dialogów. Jest zachwycający, cudowny! Chciałabym kiedyś napisać powieść, która choć jedną osobę podniosłaby na duchu, oderwała zupełnie od rzeczywistości, przeniosła myśli w przestrzeń niewidzialną, jak “Na wschód od Edenu” działa obecnie na mnie… W takich właśnie sytuacjach literatura bywa medykamentem.

Dzisiaj nad ranem skończyłam redakcję książki, która ma się ukazać w maju. Czy będzie wydana? Czy w obliczu tego, co się dzieje, wydawanie książek ma jakiś sens? Czy ludzie po takim przestoju gospodarczym będą mieli pieniądze, by je kupować? Czy będą mogli wyjść z domu, pójść do księgarni? Odsunęłam te pytania na bok. Robiłam. Bo taki jest mój obowiązek. Praca skutecznie odwróciła myśli od natrętnych (i może nieuzasadnionych) lęków, a dziś – choć powinnam się porządnie wyspać – wróciłam do pracy na kolejnym projektem. Znów wpadłam jak w studnię. Jak wspaniale mieć pracę – pasję. To bardzo pomaga. Od wieków praca twórcza uchodziła za najzdrowszy rodzaj ucieczki od świata. Mam szczęście, wiem o tym…

W przerwach piorę, gotuję, modlę się, medytuję, odrabiam chemię z dzieckiem, śpiewam, przesadziłam kwiatki, wysprzątałam piwnicę i myślę, czy nie umyć okien. Kilka razy dziennie jednak wychodzę, bo pies ma swoje potrzeby. Ludzie mijają mnie w przepisowej odległości. Początkowo budziło to we mnie grozę. Jeśli spacerujemy za dnia, zatrzymuję się i wystawiam twarz do słońca. Czuję ciepło tej gwiazdy, uśmiecham się. Nigdy nie czułam takiego szczęścia i radości z istnienia jak teraz. Uśmiecham się i chłonę to ciepło, bo pojęłam nagle, że może być ostatnie. Groza sytuacji, histeria zakupowa, panika bankomatowa, ludzie-drapieżniki, którzy biją się o każdy kawałek chleba, woreczka ryżu czy rolki papieru albo bilet kolejowy… Byłam tego świadkiem; odsunęłam się i przeraziłam, bo pojęłam w jednej chwili, że jeśli dojdzie do rewolty, zamieszek – nie umiałabym zdobyć dla mojego dziecka niczego. Nie umiem być agresywna.

Czasami muszę wyjść wieczorem lub w nocy, bo pan Łukasz ma swoje lata i problemy z brzuchem. Idąc wtedy przez to opustoszałe miasto głęboko oddycham. Spokojnie, jak nauczył mnie bohater mojej ostatniej książki – Unkas-jogin-wojownik. I znów czuję radość: żyję.

Wszyscy moi bliscy są obok mnie. Ci, których obchodzę, dzwonią lub piszą co jakiś, by dowiedzieć się co u mnie i niestety dostarczają mi nowych danych, bo przecież wiedzą, że nie używam mediów, więc w niczym się nie orientuję. Ci, dla których jestem osobą postronną, nie szarpią mnie, niczego nie chcą, szczęśliwie zapomnieli o mnie i zajęli się swoimi ludźmi (i super!:). Łapię się na tym, że to spowolnienie mi odpowiada, jest mi bliskie, a nawet tego potrzebowałam. Chodzę całymi dniami w dresie, w kapciach. Zajmuję się tym, co kocham i co nadaje sens mojemu życiu. Wszyscy, na których mi zależy są ze mną. Dziękuję Bogu za tak wiele dobra! Znów się modlę i raduję w duchu.

Po co narzekać, utyskiwać, straszyć się? Na tę chwilę mam wodę w kranie, leżę we własnym łóżku, nie cierpię z zimna, wiatru. Mój dom to moja twierdza, ale przede wszystkim posiadam dach nad głową! Chleb się skończył i mięso, ale gotuję z tego, co mam. Mogłabym pójść do sklepu, tylko po co? Okazuje się, że nie musimy wcale tak dużo jeść, a prosta strawa wystarczy. Rozmawiamy, śmiejemy się i żartujemy (co innego pozostało?:).

Wiem, że mam szczęście: wykonuję wolny zawód, są ze mną moi ludzie, a wszystkie działania służbowe mogę robić on-line. Okazuje się, że właściwie mogłabym żyć tak cały czas. Dlaczego tego nie robię?

Po co mi te gromadzone przedmioty; te sukienki, buty, mazidła do twarzy? Gdyby taka sytuacja trwała dłużej, stałyby się jedynie eksponatami, wspomnieniem przeszłości. Jedynie książki nagle okazują się skarbami. Wreszcie mogłabym przeczytać te wszystkie, które przez lata zgromadziłam, a które wciąż czekają na swój moment… Chociaż to, co najważniejsze zawsze mamy ze sobą: uczucia, bliskość, piękno ducha, optymizm i radość (taka pierwotna=błogi uśmiech). I nikt nam tego nie zabierze.

Cóż to za błogosławiony wirus, który zamyka nas we własnym domu, z bliskimi i zmusza do wejścia w głąb siebie? Czy aż tego było nam trzeba, żeby przypomnieć sobie o śmierci? Bo o tym informuje nas COVID-19. Że umrzemy. Też mi nowina… To przecież pewne. Czeka nas to wszystkich.

I choć nigdy nie rozumiałam, czym do cholery jest to życie “tu i teraz”, o którym w kółko mówią bardziej oświeceni, to łapię się na tym, że przecież je praktykuję! Cieszę się stąpając boso po podłodze, bo czuję grunt. Odczuwam euforię, gdyż słońce rysuje mi piegi na twarzy, wiatr rozwiewa włosy (nawet, jeśli nie wychodzę, otwieram okna i łapię promienie). Czyżbym zwariowała uśmiechając się w czasach zarazy? – myślą zapewne mijający mnie pośpiesznie przechodnie z wypchanymi siatkami zakupów. A moje dziecko też się śmieje (wiadomo, nie trzeba chodzić do szkoły, cudowna sprawa:) i przytula, pies merda ogonem. Przyjaciele są w gotowości, gdyby coś się działo… Czyż nie tak wygląda szczęście? Widać nie trzeba go poszukiwać nigdzie daleko. Jest we mnie cały czas. Mam je w garści każdego dnia. Dlaczego wcześniej tego nie widziałam?

I cokolwiek się stanie, jakkolwiek się to rozwinie (a jednak, do cholery!!!! wierzę w happy end:) i choć jestem przekonana, że gospodarka będzie to odrabiała przez najbliższe lata, a nasz komfort z pewnością się obniży, to zgadzam się na to, akceptuję, niech się dzieje wola nieba, bo przecież dopóki się żyje, dopóki się kocha, cieszy z tego, że się jest – przetrwamy (hmm… przynajmniej niektórzy).

Moi rodzice przeżyli wojnę, komunę. Ja sama mam na koncie wiele sytuacji trudnych, krytycznych, traumatycznych. To wszystko stało się, jest faktem. Ale też jest już jedynie wspomnieniem. Ważne było jedynie to, by w dziejącej sytuacji zachować się godnie, zachować szacunek – do siebie i innych. Móc uczciwie patrzeć sobie w twarz. Wiedzieć, że nie ma się sobie nic do zarzucenia. Straty są zawsze. To normalne.

Każda sytuacja jest po coś. Coś nam mówi, czegoś uczy i pokazuje, kim jesteśmy, jakie mamy braki. I czego tak naprawdę pragniemy, jak staramy się nadać życiu sens. Jedni spekulują, inni potrzebują wiary, by przetrwać. Niektórzy leżą w łóżkach i .. czytają. Cokolwiek robicie, znajdujcie w tym radość!!! Jako i ja czynię.

Wierzę, że każdy z nas ma swoją rolę do odegrania na tym świecie. Ścieżka każdego ma jakiś cel. Warto go poszukiwać, bo on się zmienia, dewoluuje, a czas jest obecnie sprzyjający do refleksji. Ani się obejrzymy COVID-19 też minie.

Człowiek może wszystko i jest istotą genialną. Nasz organizm się regeneruje, a umysł ma moce magiczne. Po pandemii nic już nie będzie takie samo. My się zmienimy. I bardzo dobrze. Traktuję ten wirus jako błogosławieństwo, dar – jeśli skupić się nie na ograniczeniach sytuacji, ale na tym, co ona mówi nam o nas samych i o świecie.

Na tym kończę mój list.

Życzę Państwu, by te korona-rekolekcje przyniosły Wam wiele pięknych myśli, postanowień i nauczyły pokory wobec losu, bo może byliśmy zanadto rozbrykani i niefrasobliwi. Kryzys jest najsurowszym, ale i najlepszym nauczycielem. Życzę zdrowia, spokoju i dobrych lektur!

Katarzyna Bonda

17.03.2020

P.S. Cytat na czas zarazy, tym razem z “Mistrza i Małgorzaty”

– To wódka? – słabym głosem zapytała Małgorzata.(…)
– Na litość boską, królowo – zachrypiał – czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus.

KATARZYNA BONDA – najpopularniejsza autorka powieści kryminalnych w Polsce. Z wykształcenia dziennikarka i scenarzystka. Urodzona w 1977 w Białymstoku. Obecnie mieszka w Warszawie. Wszystkie jej powieści zyskały status bestsellerów. Jest autorką trylogii kryminalnej z Hubertem Meyerem: Sprawa Niny FrankTylko martwi nie kłamiąFlorystka, dokumentów kryminalnych Polskie morderczynie i Zbrodnia niedoskonała oraz podręcznika Maszyna do pisania. Ogromną popularność oraz prestiżowe nagrody (ponad 2 miliony sprzedanych egzemplarzy w Polsce) przyniosła jej seria z profilerką Saszą Załuską:  PochłaniaczOkularnik, Lampiony, Czerwony PająkPochłaniacz otrzymał Nagrodę Publiczności na Międzynarodowym Festiwalu Kryminałów 2015, a Okularnik – nagrodę Bestsellery Empiku 2015. Prawa do wydań zagranicznych zostały dotąd sprzedane do 14 krajów, zakupiły je największe wydawnictwa na świecie, m.in. Hodder & Stoughton i Penguin Random House.

LIST POCHODZI Z KSIĄŻKI “LISTY PŁYNĄCE Z SERCA. KOBIETY DLA KOBIET”, Wydawnictwo I.D.MEDIA, Ilona Adamska, Warszawa 2020.

fot. Magdalena Łuniewska / Uroda Życia

2+

Udostępnij:

Polecane artykuły

Send Us A Message