Joanna Frenkiel: 5 powodów, by wybrać się na ZANZIBAR

Masz marzenia, ale ciągle odkładasz je na później? Życie w ciepłych krajach wydaje ci się mrzonką? Masz już dość korporacji i myślisz
o pracy na własny rachunek, ale ciągle coś staje ci na przeszkodzie? Poznaj Joannę Frenkiel,
właścicielkę hotelu Marafiki Bungalows, która postanowiła zrealizować swoje marzenia i niczego nie odkładać na później, a jej drugi dom jest na Zanzibarze. Ilonie Adamskiej opowiada, jak udało się jej to zrealizować.

Ilona Adamska: Jak to się stało, że stałaś się właścicielką hotelu na
Zanzibarze?

Joanna Frenkiel: Czasami sama sobie zadaję to pytanie. Dużo było w tym przypadku. Zaczęło się od tego, że mój mąż pojechał na kite’y na Zanzibar i bardzo mu się tam spodobało. Kilka miesięcy później polecieliśmy tam całą rodziną. I też nam się tam bardzo spodobało. Mieliśmy na Zanzibarze znajomego, który już od pewnego czasu nosił się z zamiarem zbudowania tam hotelu i szukał wspólników. I tak mi się na Zanzibarze spodobało, że trochę wbrew rozsądkowi postanowiłam, że się zaangażujemy w ten projekt. I od tego się zaczęło.

Ile hotel ma lat? Czy to jest młoda inwestycja?

W grudniu hotel skończył trzy lata. Jest to więc jeszcze świeża sprawa.

Gdybyś mogła zachęcić naszych czytelników, aby wybrali się w magiczną podróż na Zanzibar, jakich pięć argumentów użyjesz, by wybrały Twój hotel i tę destynację?

Warto pojechać na Zanzibar, bo jest magiczny, bardzo naturalny i jeszcze niezadeptany przez turystów. Można więc tam fantastycznie odpocząć od zgiełku cywilizacji, która nas na co dzień otacza. Ale myślę, że niebawem to się zmieni, więc warto jak najszybciej przyjechać na Zanzibar. Zaletą naszego miejsca jest właśnie to, że podkreśla wszystko, co tu jest najpiękniejsze. Hotel jest usytuowany nad samym oceanem, w miejscu, gdzie są duże pływy. Ocean w ciągu doby zmienia nieustająco swój poziom – dwa razy jest przypływ i dwa razy odpływ. I to jest okazja, żeby podziwiać, jak ocean się zmienia, jak zmienia kolory i mieni się we wszystkich odcieniach szafiru i turkusu. To jest lepsze niż jakakolwiek telewizja. Kolejną rzeczą przemawiającą za naszym hotelem jest to, że jest on zbudowany w lokalnym klimacie oraz inspirowany lokalną architekturą. Zarówno konstrukcja dachów, mebli, jak i poduszki, wszystko zrobione jest ręcznie. Nie ma więc dwóch identycznych mebli, wszystko jest autentyczne. I jeszcze jedna bardzo istotna rzecz na wakacjach: pyszne jedzenie. Ponieważ my bardzo lubimy dobre jedzenie, wiemy jakie to jest ważne. Wspaniała kuchnia była od początku jednym z naszych priorytetów.

Kto jest szefem kuchni, a kto gotuje?

Mamy wyłącznie lokalnych kucharzy. Menu pomagał ułożyć na początku kucharz z Polski. Trochę się już zmieniło, chociaż część dań z pierwotnego menu nadal pozostała. Najistotniejsze w naszej kuchni są składniki, to, że są świeże, że jest dużo ryb i owoców morza, a ośmiornica i awokado to podstawa. I to jest restauracja à la carte. To nie jest żadne all inclusive w bemarach, wszystko jest przygotowywane bezpośrednio na zamówienie gościa.

Kto odpowiadał za projekt hotelu?

Zatrudniliśmy młoda panią architekt z Polski, którą zabraliśmy na Zanzibar i pokazaliśmy, które miejsca nam się podobają. Bardzo dużo z nią na temat projektu rozmawialiśmy. Na początku wszyscy – trójka wspólników, bo to się później zmieniło, włożyliśmy w to bardzo dużo pracy i serca. Wiedzieliśmy, co chcemy, a Weronika przeniosła to na papier. Co prawda potem się okazało, że lokalni budowlańcy i tak budowali po swojemu, dlatego niektórych elementów projektu nie udało się zrealizować. Przy wystroju wnętrz także wpierali mnie polscy architekci – teraz już nasi przyjaciele.

Intryguje mnie to i zastanawiam się, ile czasu spędzasz na Zanzibarze, bo chyba nie prowadzisz tego biznesu tylko z Polski?

Bardzo dużą część czasu spędzam na Zanzibarze. I zdecydowanie jestem
spokojniejsza, jeśli jestem tam. Przez półtora roku praktycznie tam mieszkałam. Dwie z moich córek chodziły tam do szkoły. Teraz chodzą do szkoły w Polsce. Ja jestem teraz tutaj, w Polsce, a mój mąż tam. Staramy się nie robić dłuższych przerw w naszej obecności w Marafiki i bywać tam nie rzadziej niż co pięć–sześć tygodni. Mamy tam na miejscu menedżera i wspólnika, ale, jak to w przysłowiu, „pańskie oko konia tuczy”, trzeba biznesu samemu pilnować. Nie da się inaczej. Zresztą, jak ja jestem w Polsce, to też jestem zaangażowana w sprawy hotelowe, śledzę rezerwacje, odpowiadałam na wszelkie zapytania mailowe i telefoniczne gości. Od niedawna mamy osobę, która to częściowo przejęła, ale ja cały czas nadzoruję, co się dzieje. Zajmuję się też marketingiem, jeżdżę na targi i bezpośrednio spotykam się z klientami. W zasadzie cały czas moje życie kręci się wokół Marafiki.

Mówiłaś o spotkaniach z klientami. Czy macie grupę docelową gości, klientów? Stawiacie bardziej na przyjazdy indywidualne czy integracyjne?

Większość naszych gości trafia do nas przez Booking.com i teraz coraz więcej również z polecenia. Naszą grupą docelową nie są tylko Polacy. Nawet powiedziałabym, że nie stanowią oni najliczniejszego grona naszych klientów. Najwięcej gościmy Francuzów i Niemców. Charakterystyczne dla naszego hotelu jest to, że jest on rodzinny. Kierujemy ofertę też do rodzin z dziećmi. Nie jest to hotel, gdzie są tylko pary, bo mamy również pokoje rodzinne, gdzie wygodnie mieszczą się całe rodziny. Wszyscy przyzwyczajeni są do tego, że bywają u nas dzieci, przez co nie drażni to nikogo. Menu w kuchni też jest ułożone z uwzględnieniem ulubionych potraw dzieci, tak by mogły sobie z niego wybrać, co lubią. Podsumowując, do hotelu przyjeżdżają rodziny z dziećmi, pary szukające odpoczynku, a nie życia nocnego, bo my jesteśmy z dala od niego, oraz grupy. Mamy trochę grup kobiecych, bo Zanzibar jest spokojnym miejscem, gdzie nie ma wielkich wyzwań w sensie gór do zdobycie, i chętnie tu przyjeżdżają kobiece grupy. Mamy ofertę skierowaną do polskich kobiet Girls Go To
Zanzibar, ale i francuskich, bo współpracujemy z francuskim biurem, które
przysyła do nas grupy Francuzek. I to się bardzo dobrze sprawdza.

I tak doszłyśmy do kobiet. Jak oceniasz sytuację Polek w biznesie i jak Ty sama się w nim czujesz? Czy według Ciebie nadal widać dysonans w zarządzaniu przez mężczyznę i przez kobietę? Czy jednak dorównujemy
w tym panom?

Nadal są różnice w stylu zarządzania. I nie chodzi o to, że panowie są lepsi w tym od kobiet, bo w wielu przypadkach jest odwrotnie, ponieważ kobiety używają jeszcze swojej intuicji i mają lepsze wyczucie, jeśli chodzi o relacje z pracownikami. To jest oczywiście moja opinia. Myślę, że wiele kobiet ma problem z tym, by się odważyć. Dlatego ważne jest to, co Ty robisz – pokazujesz kobietom, że można. Ja na początku miałam bardzo duże wsparcie od Fundacji Kobiet Przedsiębiorczych. Chodziłam na jej spotkania i słuchałam kobiet, którym się udało. I wtedy nawet nie wyobrażałam sobie, że kiedyś to ja będę tą, której się udało i że będę inspirować inne kobiety. To ważne, bo kobiety mają w sobie ogrom energii i pomysłów, ale czasami zbyt mało wiary w siebie. I tej wiary trzeba im dodawać.

Ja też tak myślę, że kobietom jest to potrzebne, zwłaszcza spoza Warszawy. Na ostatniej gali Diamentów Kobiecego Biznesu, którą organizowałam i w której brałaś udział, siedemdziesiąt procent wyróżnionych kobiet, które stanęły na scenie, było spoza Warszawy i widziałam, jak wielkim było to dla nich przeżyciem.

Ja też na gali rozmawiałam z kilkoma z nich. I wiem, że dla nich, w ich mniejszych miejscowościach, to wyróżnienie ma jeszcze większą moc niż w Warszawie. Bo w stolicy mamy tego biznesu sporo. A na prowincji kobiety jeszcze są mniej odważne w biznesie. Dlatego dla nich takie wyróżnienie to ogromny krok. Dostałam po gali mnóstwo wzruszających wiadomości od tych kobiet.

A co Twoim zdaniem jest największą siłą kobiet w biznesie? Intuicja?

Siłą kobiet jest miękkie zarządzanie. Zwłaszcza w takim biznesie jak mój,
gdzie chodzi o gościnność, podejście do gości, o to, żeby chcieć uszczęśliwiać innych. Myślę, że kobiety mają to bardziej we krwi niż mężczyźni.

Czy kobiety w biznesie ze sobą rywalizują, konkurują czy mogą na siebie liczyć?

Mam bardzo różne doświadczenia. Zarówno takie, kiedy moja szefowa po
pół roku doprowadziła mnie do ruiny psychicznej, ale też takie, że kobiety się wspierają i wspólnie dążą do celu. Nie można więc generalizować.

Wierzysz w „solidarność jajników”?

Tak. Bo właśnie to, co ty robisz i działania Fundacji Kobiet Przedsiębiorczych, pokazują jak wielka jest kobieca moc i energia. I to jest fantastyczne.

Rozmawiała: Ilona Adamska

2+

Udostępnij:

Polecane artykuły

Send Us A Message