Ireneusz Gralik: Rodzina powinna być opoką

W dzisiejszym świecie rodzina powinna być naszą ostoją. Niestety okazuje się, że wiele osób nie może ze sobą wytrzymać pod jednym dachem, szczególnie teraz, gdy wokół tyle napięć. Jak się wzajemnie wspierać a nie kłócić, rozmawiamy z Irkiem Gralikiem, autorem opowiadań i książek, które pomagają odnaleźć się w trudnych życiowych momentach.

Co właściwie daje nam rodzina? Jak kształtuje nasze ego?

Rodzina to ludzie, a ego kształtuje się przez interakcję, wchodzenie w różne sytuacje. Wiele zależy tu od rodziców – jak opiekują się dziećmi, jak sami byli traktowani przez swoich rodziców, jak odnoszą się do siebie nawzajem. Samo bycie obok to nie jest jednak do końca kształtowanie ego – ono rozwija się w nas, poprzez wielorakość i złożoność relacji, w które wchodzimy. I staje się albo motorem, siłą napędową, albo nas pochłania i zmienia naszą osobowość w złą stronę. Ale na to już tylko my mamy wpływ. Musimy się nauczyć samodzielnie panować nad ego, temperować je i ukierunkowywać – to trudna praca, w której może oczywiście wspierać nas rodzina.

Ale rodzina może nam dawać czasem korzenie i skrzydła, a czasem lęk i upokorzenie… Kiedy tak się dzieje?

Wychodzę z założenia, że korzenie mamy wszyscy. Wszyscy wyrastamy w jakimś otoczeniu – nawet ci, którzy nie znają swoich najbliższych. I te korzenie zapuszczamy właśnie w miejscach, w których wyrastamy Ze skrzydłami nie jest już jednak tak łatwo. To, czy je dostaniemy i czy możemy je rozwijać zależy w dużej mierze od osób, wśród których żyjemy. Niestety może się zdarzyć, że skrzydła są nam podcinane – na przykład poprzez wtłaczanie nas w role, które są niespełnionymi marzeniami naszych rodziców. Ktoś nam każe zostać lekarzem, ale my wolimy być artystą – jesteśmy więc pewni, że w narzuconym na siłę zawodzie po prostu się nie odnajdziemy i nie poczujemy spełnienia… Mądrzy rodzice dbają o rozwój swoich dzieci na wielu płaszczyznach, interesują się nimi, obserwują i dają przestrzeń na usamodzielnienie. Bywa jednak też tak, że przez własne ograniczenia, dzieci otrzymują od rodziców wiele zła. Niezrozumiane, zaniedbane emocjonalnie czują wstyd, upokorzenie, wręcz duszą się w swoich domach. I rośnie też mur pomiędzy dzieckiem a rodzicami…

Jak zatem Pana zdaniem budować trwałe rodzinne relacje – czy jest jakiś klucz, który możemy zastosować, by były to relacje długotrwałe, oparte na miłości?

Tym kluczem do sukcesu jest przede wszystkim mądra obecność, bycie blisko, umiejętność nawiązania rozmowy. Trzeba pamiętać o takich sprawach jak urodziny, planowanie wspólnych wakacji, byciu razem w ważnych chwilach – to buduje wspomnienia, tworzy więź. Można to porównać do przyrządzania potrawy – kiedy gotujemy, pilnujemy, by nic się nie przypaliło, dodajemy przypraw, sprawdzamy smak – po prostu dbamy o to, by to, co tworzymy było jak najlepsze. Tyle tylko, że więzi budowane są latami, a potrawa powstaje w godzinę lub dwie, zasada jest ta sama.

Dlaczego tak trudno jest czasem utrzymać bliskie kontakty z członkami naszych rodzin na przestrzeni lat? Czy są jakieś kluczowe momenty, w których popełniamy błędy? Jak ich uniknąć?

Jeśli rodzic jest stale nieobecny – nie może się spodziewać, że zbuduje trwałe relacje ze swoim dzieckiem. Czas niestety mija bardzo szybko, a dziecko w mgnieniu oka przeistacza się w młodzieńca, by za chwilę wyfrunąć z gniazda rodzinnego. Znika i tyle go widać.Jak ma mieć ochotę odwiedzać rodziców ktoś, kto czuł się odrzucony jako dziecko?? Potem rodzice usychają w samotności jak niepodlewane kwiaty… Ich brak uwagi na potrzeby dziecka, brak zrozumienia tego, co było kiedyś dla niego ważne, teraz zamienia się w brak zainteresowania ze strony dojrzałego już potomka. Role się odwracają. Bliskie kontakty buduję się przez lata. Taką mamy konstrukcję jako ludzie. Nic szybko nie powstaje. Z drugiej strony dziecko też potrzebuje przestrzeni na swój indywidualny rozwój. Nie bez przyczyny wiele osób wybiera studia w innym mieście, życie na emigracji z daleka od rodzinnych stron. Ludzie chłoną nowych doświadczeń, chcą przeżywać swoje życie po swojemu. Oczywiście byłoby cudownie, gdyby członkowie rodzin wzajemnie się odwiedzali, ale żyjemy w świecie indywidualności. Każdy ma jakieś swoje normy, które nie zawsze się pokrywają. Do tego dochodzą nowi członkowie rodzin ze swoimi problemami i normami. Aby wszystko pogodzić, konieczne jest nieustanne zgłębianie sztuki kompromisu,uważnej komunikacji, a przede wszystkim słuchania.I ta nauka chyba nigdy się nie kończy.

W dobie pandemii policja ma znacznie więcej zgłoszeń o przemocy domowej… Skąd Pana zdaniem bierze się w ludziach chęć odreagowania stresu na najbliższych?

Właśnie stąd, że są najbliżej. Kiedy spędzamy ze sobą 24 godziny na dobę, często na małej przestrzeni, do tego kompletnie tą sytuacją zaskoczeni i absolutnie nieprzygotowani na to psychicznie – maski opadają. W ludziach narasta agresja, często podkręcona używkami, wzmocniona frustracją, wynikającą z tego, że kompletnie inaczej przeżywamy te same rzeczy i nie potrafimy o tym rozmawiać. Nasi bliscy są po prostu za blisko, przekraczają nasze granice, właściwie nie wiemy z jakiego powodu nas irytują. Nie umiemy się tego dowiedzieć, bo nie potrafimy zajrzeć w siebie i odnaleźć przyczyny naszej frustracji. Wszelkie pytania powinniśmy sobie zadać. Wydaje nam się, że siebie znamy, ale okazuje się, że w sytuacjach skrajnych zamieniamy się w potwory. O tym dużo piszę w mojej książce „Słuchajcie siebie”. Jest tam też jednak dana nadzieja – że każdy może nauczyć się słuchać siebie i znaleźć mądry sposób na rozładowanie napięcia, taki jaki jemu odpowiada.

Czyli ludzie, którzy mają za sobą trudne doświadczenia związane z zerwaniem rodzinnych więzi, mają jakąś szansę odnaleźć szczęście po raz drugi i nawiązać trwałą relację?

Oczywiście, że mają. Szansa jest zawsze. Jestem głęboko przekonany, że tak naprawdę sami sobie stwarzamy szanse na szczęście. Jeśli mówimy o osobach rozwiedzionych – ta zadra tkwi oczywiście długo w zranionym człowieku. Boimy się na nowo komuś zaufać, bywa, że uruchamiamy lawinę zdarzeń poprzez nieprzerobioną traumę. Ale czas leczy rany, uczymy się na nowo żyć, rozmawiać, kochać, budujemy zaufanie. Zdarza się, że wchodzimy w jakąś powtórkę – to oznacza, że wciąż potrzebujemy czasu na przetrawienie tego, co nas boli. Każdy człowiek niesie ze sobą jakiś bagaż doświadczeń – trzeba to zaakceptować i nauczyć się panować nad emocjami. A jeśli to jest za trudne – warto pójść do specjalisty.

W najnowszej książce “Bracia” skupia się Pan na relacjach między rodzeństwem. Czy może Pan opowiedzieć o tym kilka słów? Czy Pan czerpał inspirację do tej historii z własnego doświadczenia, czy z obserwacji innych? Jaki wpływ Pana zdaniem ma na siebie rodzeństwo?

Rodzeństwo ma na siebie ogromny wpływ. Bywa, że brat z bratem tworzą bliższą i ważniejszą relację niż z rodzicami. O tym właśnie piszę w mojej najnowszej książce, która jest całkowitą fikcją literacką. Nie wzorując się na żadnej znanej mi historii z życia, opisałem kilkudziesięcioletnią relację bardzo bliskich sobie ludzi, których drogi w pewnym momencie się rozeszły. Dlaczego tak się stało i co w związku z tym można zrozumieć i wziąć dla siebie w oparciu o rodzinne więzi – dowiecie się Państwo z książki. Zapraszam serdecznie do lektury – „Bracia” i inne moje książki są dostępne przez stronę: www.gralik.pl.

Dziękuję za rozmowę.

Ireneusz Gralik jest autorem opowiadań i powieści, inspiratorem rozwoju osobistego. Napisał m.in. „Inspirujące opowiadania”, „Słuchajcie siebie”, „Jabłka i kwiaty” oraz „Braci”. Wieloletni ekspert w zakresie budowania i utrzymywania długoterminowych relacji z ludźmi. Zawsze optymista. Namawia do pilnowania własnych myśli i nieunikania rozmów zwłaszcza tych, które wydają się „trudne”. Jest zdania, że każda rozmowa rozwija, trudniejsza jeszcze bardziej. Jego motto brzmi: „W zdrowym ciele zdrowa myśl”. Przyszedł czas na ODWAGĘ!

1+

Udostępnij:

Polecane artykuły

Send Us A Message