Ergonomia miłości. Od motylków w brzuchu do poruszeń serca

Twórcą pojęcia “ergonomia” (z greckiego: ergon – praca, nomos – zasada, prawo) jest Wojciech Jastrzębowski, polski przyrodnik, pedagog i krajoznawca, profesor botaniki, fizyki, zoologii i ogrodnictwa (1799-1882). Opisał ergonomię jako naukę o wykorzystywaniu przez człowieka sił i umiejętności nadanych przez Stwórcę. Głównym celem ergonomii jest poprawa warunków pracy poprzez dostosowanie ich do możliwości pracowników oraz odpowiedni dobór pracowników do wykonywanych zadań. (Jastrzębowski W. (1857). Rys ergonomii, czyli nauki o pracy, opartej o prawach poczerpniętych z Nauki Przyrody, Ergonomia, t2, nr 1).

Pewnego dnia termin „ergonomia Miłości”, ni stąd ni zowąd, przeleciał mi przez myśl lotem błyskawicy. Zainteresowałam się tym słowem i gdy czytałam jego etymologię nie mogłam wyjść z podziwu, jak trafnie oddaje całą dynamikę tego, co pragnę namalować słowem. Profesor Wojciech Jastrzębowski „opisał ergonomię jako naukę o wykorzystywaniu przez człowieka sił i umiejętności nadanych przez Stwórcę”.

Podobnie jest z Miłością wypływającą jak Woda ze Źródła Życia od Boga. W przytoczonym ergonomicznym założeniu, pojęcie to, mogę wpisać w całą specyfikę mocy Miłości jako pewnej formy energii, rozbudzającej szereg doznań, stanów, emocji, uczuć i smaków; Mocy, która obiega duszę, serce, całą sferę afektywną i umysł, rozlewając się w ciele człowieka.

W Miłości również zawarta jest siła a człowiek stworzony na obraz Boga został uposażony w odpowiednie umiejętności, nie tylko by tę Miłość przyjąć, ale przede wszystkim w niej żyć, co też oznacza doświadczyć jej i smakować. Zatem Miłość jest potężną siłą stanowiącą różnorodność dynamicznych cech i czynników, wpływających na ludzkie władze, zmysły i członki (jak już napisałam) stosownie do zamysłu Boga.

Dlatego, jeśli kreatorem Miłości dwojga osób – kobiety i mężczyzny – jest Bóg, to uzdalnia oboje do Miłości i zjednoczenia w sobie samym. Można powiedzieć, że sfera przeżywania stanowi pewien rodzaj mapy „sieci wodnych kanałów”, które Bóg nie tylko uzdalnia, ale również uzdatnia, wlewając w nie to, czym Sam jest. Wlewając przez swoje Słowo, zdroje Żywej Wody, odżywczej, smakowitej Wody.

I tak, w całej tej „miłosnej inżynierii” najistotniejszym punktem jest „serce”. Termin “miłosna inżynieria” być może nie jest adekwatnym określeniem, jednak w nieco żartobliwy sposób dobrze oddaje miłosne dynamizmy. Popularnie mówi się, że serce to mięsień pracujący jak pompa ssąco-tłocząca.

„Naukowcy dowodzą, że serce czuje i rozumie. Zdaniem naukowców serce nie jest tylko pompą tłoczącą krew. To wysoce zorganizowany organ, który posiada własny mózg. Reaguje na nasze myśli i nastroje – niektóre są dla serca dobre, inne mogą mu zaszkodzić. W opublikowanej w 1991 r. książce „Neurokardiologia” dr J. Andrew Armoura udowadniał, że serce ma złożony system nerwowy, który można nazwać małym mózgiem składającym się z czterdziestu tysięcy komórek nerwowych. W 1995 r. inny naukowiec – dr Ming He-Huang z Akademii Medycznej w Harvardzie – odkrył, że komórki te są identyczne z tymi, które znajdują się w mózgu. Oznacza to, że serce i mózg mają ze sobą łączność elektromagnetyczną, dzięki której przesyłają sobie nawzajem informacje.” (Źródło: poradnikzdrowie.pl).

Psychologia akademicka nie zna definicji „serca” i nie posługuje się tym terminem. W domyśle i potocznie, traktuje je bardzo sucho i wąsko, jako siedlisko sfery emocjonalnej.„Serce” – tak często przytaczane w życiu codziennym i mowie potocznej, przez filozofów, mistyków, czy w literaturze pięknej i poezji, jak na przykład w poniższym wierszu Wisławy Szymborskiej;

„Do serca w niedzielę”

Dziękuję Ci, serce moje,

że nie marudzisz, że się uwijasz bez pochlebstw, bez nagrody,

z wrodzonej pilności.

Masz siedemdziesiąt zasług na minutę.

Każdy twój skurczjest jak zepchnięcie łodzi

na pełne morze

w podróż dookoła świata.

Dziękuję Ci, serce moje,

że raz po raz wyjmujesz mnie z całości

nawet we śnie osobną.

Dbasz, żebym nie prześniła się na wylot,

na wylot,do którego skrzydeł nie potrzeba.

Dziękuję ci, serce moje,że obudziłam się znowu

i chociaż jest niedziela,

dzień odpoczywania,

pod żebrami trwa zwykły przedświąteczny ruch.

Często słyszymy: „w sercu czuję”, „serce mi mówi”, „zaufaj sercu”, „serce prowadzi”, „w sercu jestem prawdziwie sobą”. Serce jako symbol, który w jakiś sposób próbujemy personifikować. Serce, którego wartości kształtują tożsamość, w którym mogę się przeglądać, widzieć siebie prawdziwie takim, jaki jestem.

Można zadać pytanie; Gdzie ono jest? Czy to, co odczuwam „w sercu” jest powiązane z samym mięśniem? Gdzie jest zlokalizowane serce? I jak człowiek „w tym miejscu” może cokolwiek poznać i odczuć?

Jeśli miałabym „to miejsce” biologicznie nakreślić na mapie “duchowych, wodnych kanałów”, to wskazałabym na punkt styku żeber w głębi klatki piersiowej na wysokości serca, jednak nie po lewej stronie lecz po środku. To jest miejsce, które odnalazłam i które we mnie zaczęło pracować odkąd pierwszy raz w życiu doświadczyłam Miłości Boga.

Wcześniej było martwe. Zatem używając terminu „serce”, będę mówiła o wszystkich możliwych doznaniach i uczuciach, jakich człowiek może doświadczać w tym właśnie “miejscu”. I by nie przedłużać, gdyż jest to temat na odrębną publikację, czy nawet rozdział książki, wrócę do tematu niniejszej publikacji.

Można by wiele przytoczyć próbując opisać wpływ Miłości Boga na ludzką duszę, psychikę, sferę afektywną i ciało, ale tutaj pragnę skoncentrować się na jednej zasadniczej różnicy – nie dla wszystkich dostrzegalnej – między tym, czym są tzw. „motylki w brzuchu” a tym, czym są „miłosne poruszenia serca”.

Otóż w Miłości, używamy określenia „motylki w brzuchu”, by oddać pewnego rodzaju doświadczenie miłego pobudzenia i rozedrgania, towarzyszące pierwszym miesiącom poznania dwojga osób. Na skutek (niestety często tylko) podniecenia wydziela się dopamina pobudzająca ośrodek przyjemności w mózgu oraz noradrenalina, działaniem przypominająca adrenalinę, która podwyższa poziom glukozy i ciśnienia we krwi, co sprawia, że w tym stanie mamy wrażenie, jakbyśmy mogli przenosić góry.

Kochamy świat, życie i ludzi, jesteśmy skłonni bardziej do dobra niż do złego, pomocni, życzliwi, bardziej ulegli ale przede wszystkim radośni. Tego typu emocje (pobudzenie, podniecenie, zachwyt i ekscytacja) towarzyszą pierwszym miesiącom zakochania jednak odczuwane są powierzchownie – zatrzymują się jakby „na powierzchni skóry”.

Mogę tu przytoczyć słowa św. Teresy z Avili, która co prawda, wspominała o zmartwieniach i smutkach, jednak pięknie oddają obraz tego dynamizmu;„Podobnie i smutki te także, powiedzieć można, nie przenikają do głębi duszy, działają tylko na zmysły i na władze naturalne, i zatrzymują się na powierzchni”. Twierdza wewnętrzna, Mieszkania Piąte, rozdział 3, pkt 4.

Co ważne, w “Twierdzy wewnętrznej”, św. Teresa przywołuje też piękny obraz procesu dojrzewania duchowego, psychicznego i uczuciowego przekładając go na fazy narodzin, wzrostu i przeobrażenia poczwarki w motyla. Mogę przy tym powiedzieć, że istnieje zasadnicza różnica w odczuwaniu i smakowaniu poszczególnych faz Miłości, które wyznacza przede wszystkim Źródło ich pochodzenia a w Nim, pragnienie, intencja i ich treść.

Konkludując, te pierwsze emocje, w powierzchowności swych intencji naturalnie przemijają, by we właściwym czasie przerodzić się w dojrzałe, trwałe uczucia. Podobnie jak owoc drzewa, niedojrzały jest kwaśny, dlatego bardziej wstrząsa, wzdryga i wykręca, lecz nie da się go zjeść, tak, gdy dojrzeje rozpływa się w ustach jego sok a podniebienie ogarnia słodycz.

Tu pozwolę sobie na dygresję i zadam pytanie; Od ilu osób słyszeliście, że gdy “motylki w brzuchu” minęły, to nie czują już nic…? Od ilu osób słyszeliście, że nie ma czegoś takiego, jak trwałość uczuć w Miłości? Do tego “argument” – że to naturalne, bo wszelkie uczucia w Miłości z czasem zawsze przemijają….

Nie będę tego komentować. Pozostawiam Waszej refleksji. W każdym razie wielu z tych, którzy w to uwierzyli, którzy tak żyją, myślą, mówią i “czują” najczęściej wegetują w bunkrze nieprzepracowanych boleści i zranień, lub też, nie ustają w poszukiwaniu innych “motylków” sądząc, że te kolejne spełnią pragnienia, pożądania i wypełnią pustkę ich serca. Pytam – skąd to uczucie nawracającej, względnie trwałej pustki…? Skąd ten emocjonalny, uczuciowy chłód…?

Wróćmy teraz do poprzedniego wątku; Widzimy tu, że decydującą rolę odgrywa intencja jako ziarenko oraz gleba jako rola uprawna, której żyzność można odnieść do dojrzałości. Widzimy różnicę między ziarnem rzuconym na grunt skalisty (powierzchniowy) i ziarnem rzuconym głęboko w serce na grunt duchowy. (Mk, 4, 1-9 lub Mt, 13, 1-9) Mówi Bóg przez pióro Izajasza: “Słuchajcie Mnie, a jeść będziecie przysmaki i dusza wasza zakosztuje tłustych potraw..” Iz 55,2/

Zatem, gdy przyjdzie czas rozkwitu dla Miłości a po nim czas dojrzewania (stosowny do etapu każdego) to podniecające „motylki w brzuchu” przeradzają się w przepiękne poruszenia serca wylewające łzy ze szczęścia i wdzięczności, że KTOŚ po prostu JEST. I nic ponad to. Czysta radość, że JEST.

Przychodzi wtedy też czas, że zmienia się cała optyka, gdyż światło wzroku nie pada już tylko na przedmiot zachwytu jakim jest kobieta lub mężczyzna, lecz pierwszym wprawiającym w zachwyt staje się Bóg. Wtedy też woda płynie z innego Źródła, w lustrze której dwoje przegląda się w Jednym, by poznać siebie w głębi duchowego jestestwa. Wtedy też, zmienia się cała wewnętrzna uczuciowa dynamika.

Poruszenia serca mają charakter transcendentny, co znaczy, że wypływają ze Źródła Miłości Boga. Przejawiają się – w nieprzemijającej szczęśliwości – gdyż Miłość jaką łączy Bóg jest nieśmiertelna. Dotykają serca, które stanowi centrum jestestwa człowieka oraz wszystkich władz duchowych. Te zaś, przepełnione żywym, miłosnym, radosnym strumieniem, niczym wezbrane potoki rozlewają się we wszystkich zewnętrznych zmysłach. Sprawiają przy tym, że człowiek całym sobą odczuwa ich uszczęśliwiający smak.

Nie jest możliwe oprzeć się tym przemożnym wodom. Zresztą, któż by potrafił..? Lub, któż by chciał oprzeć się choćby jednej chwili niepojętego szczęścia? Doświadczenie to, jest tak wszechogarniające w swej szczęśliwości, że czyni człowieka naturalnie wdzięcznym Bogu, dlatego wylewa łzy, które niczym katalizator nie dozwalają sercu „pęknąć” ze szczęścia.

Alicja Lenczewska napisała w swym „Świadectwie. Dzienniku duchowym”, że jest to rodzaj Miłości niosącej w sobie „radość rozsadzającą serce”. I tak istotnie jest. Miłość ta rozsadza serce z radości do łez. Pięknie o tej Miłości napisał też św. Jan od Krzyża i św. Teresa z Avili, św. Ignacy Loyola i św. Faustyna i wielu innych świętych i „nieświętych”, o których być może nigdy świat nie usłyszał a którzy zaznali rozkoszy Miłości Boga.

Trzeba zauważyć, że Miłość ta wylewa się z wieczystego Źródła Życia w odpowiedzi na pragnienia ludzkiego serca. I nie tylko wypełnia je po brzegi, ale też – w Prawdzie – integruje wszystkie sfery przeżywania jednocząc je w Bogu. Poruszenia te, stanowią swoistego rodzaju język Miłości, którym Bóg komunikuje się ze swoim stworzeniem. Są szlachetnym, ubogacającym i subtelnym narzędziem służącym nie tylko do budowania więzi i relacji z Bogiem, ale też pięknej więzi międzyosobowej.

Poruszenia te pełnią także rolę pedagogiczną, gdyż za ich sprawą Bóg formuje serce człowieka lepiąc i kształtując je, niczym garncarz na kole swe naczynie.

Warto jeszcze dodać za Pascalem, że „serce ma swoje racje, których rozum nie zna”. Miłość ta faktycznie niepojęta jest dla intelektu. Gdy przychodzą poruszenia serca, intelekt może jedynie trwać w zachwycie. Rozbiegane myśli i analizy ustępują miejsca ciszy. Ta cisza przyglądającego się w zdumieniu intelektu, to czas dla serca, czas miłosnego, radosnego upojenia, które zaspokaja wszystkie ludzkie pragnienia karmiąc władze i zmysły. Jest to chwila upojenia, której smak nie przemija a kwiat nie więdnie.

Kończąc już, w tej publikacji miałam zamiar ukazać różnice towarzyszące zauroczeniu i pierwszym porywom przyjemnych emocji, oraz smaku szczęśliwości dojrzałych uczuć w Miłości. Wszak w pierwszych pragnieniach, przede wszystkim szukamy spełnienia i szczęścia. Wiemy też, że Miłość nie tylko wprawia w zachwyt i zalewa szczęściem. Pełna jest szeregu trudnych doznań, cierpienia i bolesnych uczuć, wymagających walki i wytrwałości.

Jednak ogromny potencjał szczęścia jaki z Miłości płynie daje niewspółmiernie wielkie (do trudów i cierpienia) siły, wlewając w serce moc i wytrwałość, czyniąc te zmagania lekkimi.

Mam nadzieję, że w powyższych obrazach choć trochę przybliżyłam specyfikę emocji w czasie zauroczenia oraz dynamikę dojrzałych uczuć w Miłości, które mam nadzieję rozświetlą skomplikowaną mapę sfery przeżywania i staną się pomocą, skłaniając do inspirujących refleksji.

Autorka tekstu: Katarzyna Jedlecka

Katarzyna Jedlecka

fot. Freepik.com

1+

Udostępnij:

Polecane artykuły

Send Us A Message