Beata Pawlikowska: Bądź jak wiosna

Kochana Przyjaciółko! Piszę do ciebie ten list patrząc na wielkie zielone drzewo za oknem. Wiatr porusza miękkimi gałązkami, które wydają się mówić: – Hej, wszystko będzie dobrze!

            Czy patrzyłaś kiedyś na świat w taki sposób? Czy wiesz, że jesteś połączona ze wszystkim co istnieje nie tylko wspólnym powietrzem, ale też subtelną energią, która jest przez cały czas generowana we wszystkich żywych komórkach? W każdej komórce twojego ciała, w każdej żywej komórce kwiatu, liścia i kosa śpiewającego na słodko pachnącej lipie.

            Wszyscy jesteśmy połączeni. Zawsze i wszędzie. Świat ciągle daje nam znaki. Odpowiada na pytania. Prowadzi naprzód.

            Nie zauważyłaś?

            Ale czy nauczyłaś się słuchać?

Wiesz jak to jest. Wszyscy ciągle gdzieś biegną. Wydaje się, że mają do załatwienia sprawy najwyższej wagi. Zdążyć do pracy. Zdążyć z powrotem do domu. Zdążyć zrobić zakupy. Zdążyć obejrzeć nowy serial. Poczytać wiadomości ze świata. Sprawdzić co nowego u gwiazd telewizji. Uciszyć głód myśli. Zarobić. Wydać. Doznać chwilowej ulgi.

A potem?

Potem znów to samo. Zdążyć do pracy. Zdążyć z powrotem do domu. Kupić nowy czajnik. Zanurzyć się w internecie. Skończyć butelkę wina. Zapełnić pustkę. Poczuć przyjemność.

A potem?

Potem znów to samo.

Znasz to?

Ja żyłam kiedyś w taki sposób. Zawsze miałam coś do zrobienia. Zawsze gdzieś się śpieszyłam. Zawsze miałam poczucie, że brakuje mi czasu i jeszcze jedno, bardziej dojmujące, że brakuje mi czegoś. Czegoś bardzo ważnego. Czegoś, bez czego nie mogę i nie będę mogła szczęśliwie żyć.

Wydawało mi się więc, że muszę to znaleźć. A ponieważ nie miałam pojęcia co to jest i gdzie tego szukać, robiłam to co wszyscy. Praca, zakupy, telewizja, internet, alkohol, słodycze, seks, jedzenie, zarwane noce, zmęczone dni i to bardzo niepokojące uczucie, że choć jestem wciąż zajęta i ciągle coś robię, to stoję w miejscu. Nie jestem ani trochę bliżej znalezienia rozwiązania, odpowiedzi, sensu.

Wtedy czułam tym większy lęk, a ponieważ nie miałam pojęcia jak się od niego skutecznie uwolnić, usiłowałam go uciszyć, ukryć, udawać, że go tam nie ma. Ale on był. I ciągle przypominał mi o sobie. Myślałam więc, że strach jest częścią życia i że tak musi być.

Ciągle znajdowałam sobie nowe zajęcia, bo w nieprzerwanej aktywności lęk milczał. Ale potem przychodził wieczór, spowijał miasto ciemną zasłoną i wtedy z kątów wychodziły wszystkie strachy. Czułam rosnący niepokój, nie mogłam sobie znaleźć miejsca, desperacko szukałam kogoś, z kim mogłabym porozmawiać, bo cisza zdawała się nie do zniesienia. Chciałam uciec od siebie. Uciec od mojej samotności, strachu, zagubienia. Chciałam, żeby przyszedł ktoś i mnie naprawił. Albo żeby cały świat o mnie zapomniał, bo wtedy mogłabym w milczeniu po prostu trwać.

Szukałam odpowiedzi, ale w kompletnie nieodpowiednich miejscach. Nic więc dziwnego, że nie byłam w stanie jej znaleźć.

            Patrzę teraz na to wielkie zielone drzewo za oknem i widzę jak oddycha. Pamiętam jak kilka miesięcy temu siedziałam dokładnie w tym samym miejscu i widziałam nagie czarne gałęzie wyrastające z pnia. Była zima, mróz, noc zapadła zbyt szybko. Brakowało mi światła. Ale codziennie siadałam przy biurku, patrzyłam przez okno i wiedziałam, że przyjdzie dzień, kiedy drzewo znów obsypie się zielonymi listeczkami, pojawi się ciepły wiatr i dni pełne słońca.

            Minął styczeń, luty i marzec. Zaczął się zimny kwiecień. Codziennie patrzyłam i cierpliwie uśmiechałam się do siebie, do życia i do drzew. Magnolia już zakwitła, forsycje lśniły złotymi kwiatkami, a drzewo wciąż spało. Aż wreszcie pod koniec kwietnia przebudziło się  i ubrało w zieloną sukienkę. Teraz porusza się z wiosennym wiatrem i mówi:

            – Wszystko będzie dobrze! Wszystko jest tak jak powinno być. Ciesz się, bądź wdzięczna, uśmiechaj się.

            I to właśnie robię.

            Bo w końcu znalazłam odpowiedź.

            Wiesz gdzie?

            Wśród drzew w lesie, na łące, na polu kapusty, w ogrodzie, nad brzegiem oceanu, w górach. Wszędzie tam, gdzie mogę przestać biec za życiem. Zatrzymać się i zachwycić się tym, co jest. Słucham jak szeleści trawa, śpiewają skowronki, jak szumi wiatr i krzyczy bażant w bruzdach świeżej ziemi. Czuję jak dotyka mnie słońce i wiem na pewno, że to właśnie jest prawda. To ma największy sens.

            Naprawdę.

            Wyjdź na dwór. Na kilka minut zostaw wszystkie urządzenia, myśli i plany. Przez chwilę bądź tylko tym, czym jesteś naprawdę. Dzieckiem Natury. Bez zawodu, bez przeszłości, bez planów na przyszłość. Bez przywiązywania się do czegokolwiek. Po prostu bądź czystą świadomością bycia tu i teraz. Wtedy usłyszysz wszystkie odpowiedzi i wskazówki. Także te, których jeszcze nie szukałaś.

            Znajdź codziennie kilka minut, żeby połączyć się mentalnie i duchowo ze światem. Wyjdź z betonu, zostaw zakupy i wszystkie sprawy. Oddychaj. Poczuj zapach powietrza. Przyglądaj się kolorowi nieba. Spotkaj wszystkich niezwykłych, maleńkich przyjaciół na swojej drodze: biedronki, ważki, pszczoły, muchy, kosy, słowiki, gołębie, sroki, zające, mrówki, obłoki. Patrz i słuchaj. Tam znajdziesz odpowiedź.

Beata Pawlikowska

www.beatapawlikowska.com

Tekst pochodzi z książki “Listy płynące z serca. Kobiety dla kobiet”; Wydawnictwo I.D.MEDIA, Warszawa 2020.

Książka do nabycia na www.ikmag.pl/sklep

fot. Kate Piwecka

3+

Udostępnij:

Polecane artykuły

Send Us A Message